Lubicie ludzi, którzy mawiają "A nie mówiłem"? Ja też nie. Więc wychodzi na to, że sam sobie będę musiał "unlike" przydzielić. Oprócz tych wszystkich innych, którymi obdarzą mnie czytelnicy tego tekstu.
A wszystko przez pragnienie oryginalności. Gdy w poniedziałek tak zwany ogół zajęty był ohydną okładką wchodzącego na rynek tygodnika, którego nazwy z powodu obrzydzenia tutaj nie wymienię, a także naśmiewaniem się po kątach z co najmniej niezręcznej sytuacji, w jakiej znalazł się pewien publicysta, lansowany jako "katolicki", moją uwagę przykuło co innego.
Zainteresowała mnie polemika, do jakiej doszło na łamach innego tygodnika, między jego felietonistą a samym redaktorem naczelnym. Szymon Hołownia, który tydzień temu przez "Newsweek" został podobnie wystawiony do wiatru, jak wspomniany wyżej publicysta przez nowe czasopismo w poniedziałek, napisał tym razem felieton, w którym zawiadamia swoich kolegów, "którzy robili te okładki" i "myślą pewnie, że są skłaniającymi do myślenia artystami", że "Nie takich prowokatorów chrześcijaństwo już przetrwało i nie takich przetrwa".
Podejmując polemiką z Szymonem redaktor Wojciech Maziarski sprytnie stara się zwekslować sprawę w kierunku odgrzewanej co jakiś czasy dyskusji na temat obecności symboli i wartości chrześcijańskich w przestrzeni publicznej. A broniąc swego i kolegów prawa do wyprawia z krzyżem co mu się tylko podoba, sięga po argument, iż krzyż nie jest "znakiem firmowym" katolików, ale wspólnym symbolem całej cywilizacji. Że jest "wspólną własnością wszystkich ludzi poczuwających się do europejskiego dziedzictwa". A skoro tak, "to będzie traktowany tak samo jak wszystkie inne symbole".
Skąd ja znam tę argumentację? Czy nie stąd, że słyszałem ją wielokrotnie od jak najbardziej katolickich i kościelnych obrońców prawa krzyża do obecności w przestrzeni publicznej?
Ostrzegałem wtedy, że wyakcentowanie tego typu argumentów ponad argument podstawowy, że krzyż jest znakiem niosącym treść religijną i w imię wolności wyznania ma prawo być stawiany tam, gdzie są chrześcijanie, nie jest pomysłem najszczęśliwszym, bo pozwala na całkowitą desakralizację krzyża. Nie trzeba było długo czekać, aby ktoś właśnie po tę argumentację sięgnął, by dowodzić, że tak uzasadniony krzyż może być "wykorzystywany w okładkach, dziełach sztuki, karykaturach", ponieważ "przekształcanie symboli, parafrazowanie ich, nadawanie im nowych znaczeń to częsty zabieg w kulturze".
Powtórzę raz jeszcze: Krzyż ma prawo obecności w przestrzeni publicznej przede wszystkim dlatego, że jest symbolem wiary, kształtującej życie milionów ludzi na świecie. A wszelkie inne funkcje i konotacje krzyża są czymś wtórnym i dodatkowym, wynikającym z religijnej treści, którą krzyż niesie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.