Wzrost gospodarczy. Produkt brutto. Czy z przesypywania piasku z jednej skrzyni do drugiej, a gdy się już przesypie, z drugiej do pierwszej, a gdy się już przesypie z jednej do drugiej i tak dalej, coś przybywa? PKB rośnie, od każdego szusa łopatą liczy się jakiś podatek, z czego się Fiskus cieszy, fiskus i spekulanci giełowi. Ale coś przybywa? Nic. Nic oprócz od trzymania łopaty purchli i odcisków na dłoniach, które trzeba leczyć, opatrzyć, z czego lekarz, aptekarz, a bywa że i grabarz (gdy załopacimy się na smierć) - się cieszą, bo wszyscy mają z tego dolę, dolę ma też wszechobecny fiskus. Tyle jest warte PKB jako miara "wzrostu". Dopiero, gdy piasek sypniemy do cementu, dodamy wody, dobrze pomieszamy i beton wlejemy do jakieś formy czegoś użytecznego (fundamentu, ścian itd.) COŚ przybywa. Wartość tego "czegoś" jest prawdziwą miarą wzrostu. Czyli ważny jest produkt krajowy netto: bogacimy się (gdy przybywa na zaś), czy ubożejemy (gdy przejadamy z odłożonego) - jako osoby, społeczności, kraj, państwo. PKB jest wygodne - dla łupieżców (czasem jest nim państwo, ale zawsze tzw. inwestorzy). I w medialnym przekazie, bo: "A jednak się kręci".
PKB jest wygodne - dla łupieżców (czasem jest nim państwo, ale zawsze tzw. inwestorzy). I w medialnym przekazie, bo: "A jednak się kręci".