Nim się zaczęło całą tą akcje o możliwości demoralizowania uczniów w polskich szkołach warto było jednak się zapytać. Ale po co rozmawiać, skoro podobno sukcesem jest fakt, że nie ma edukacji, bo jej nie zaplanowano. Co więcej, tam gdzie taka edukacje będzie, są dostępne wzory oświadczeń rodziców wyrażających zgodę na poszczególne zajęcia i jest gwarancja, że te zajęcie nie będą podstępną demoralizacją. I znów, nim się coś napisze to warto rozmawiać. A nie wmawiać, że polska szkoła może demoralizować.
Jakkolwiek by się to teraz realizowało, zawsze byłoby to furtką dla zarazy LGBT, byłoby tzw. "edukacją seksualną". Ten cudzysłów, albo przynajmniej dodanie skrótu "tzw" jest konieczne!! Bowiem nie można odrzucać wszelkiej edukacji seksualnej. Zawsze można sobie wyobrazić możliwość prawidłowej edukacji, choć jak dotąd, nie wykształciła się jej forma, a dominacje w tych tematach zawsze będą wykazywać hiper seksualni zwyrodnialcy, jak to jest w LGBT.
Jak ktoś koniecznie chce zdemoralizować swoje dziecko i zniszczyć mu życie to może to zrobić sam i żadne lekcje do tego nie są potrzebne. Władze Warszawy mówią, że nie planują takich zajęć, ale warto trzymać rękę na pulsie. Pewnie mówią tak by uspokoić sytuację, a "po cichu" i tak wprowadzą takie zajęcia i postawią rodziców i dzieci przed faktem dokonanym.
Jak edukacja seksualna może komuś zniszczyć życie? Bo jak może zniszczyć życie brak takie edukacji to jest oczywiste. Szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę tzw. ryzykowane zachowania seksualne młodych ludzi.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie prowadził by "edukacji" narkotykowej, alkoholowej albo nikotynowej pt. "Radość kosztowania alkoholi i próbowanie narkotyków we wczesnym dzieciństwie", tak jak na "edukacji" seksualnej są zajęcia pt. "Radość dotykania własnego ciała, masturbacja we wczesnym dzieciństwie". Już samo to jest potwierdzeniem, że celem "edukacji" seksualnej jest deprawacja. A skutkiem deprawacji zniszczone życie swoje i innych ludzi.
Myślę że nim się cokolwiek napisze to warto zapoznać się z dorobkiem naukowym dotyczącym seksualności dzieci. Pomijając oczywistość że pogląd iż masturbacja to deprawacja, a tym bardziej że masturbacja niszczy życie nie jest oczywiście poglądem opartym o naukę.
Owszem istnieje i w niektórych okresach życia wynika ona z etapu rozwoju dziecka (poznawanie własnego ciała), a w niektórych świadczy o poważnych napięciach wewnętrznych jakie dziecko przeżywa i którymi koniecznie trzeba się zająć. Ani w jednym ani w drugim przypadku, nie jest ona w świadomości dziecka powiązana z seksem. Jeśli jest nieświadomą próbą rozładowania napięć psychicznych, z którymi dziecko sobie nie radzi, budzi w dziecku duży dodatkowy niepokój i jest rodzajem pułapki z której dziecko nie daje rady się uwolnić (pewnie nazwa "samogwałt" bardziej oddaje ten dramat dziecka). Ponadto takie dziecko może stać się łatwą ofiarą pedofila. Dzieci powinny być uczone miłości, a nie "przyjemności" (wątpliwej) płynącej z masturbacji jak proponują standarty WHO.
W jednym i w drugim przypadku jest to seksualność dziecięca, którą tak często negują dorośli. Przy czym nie wolno ani jej mierzyć dorosłymi normami seksualności, ani też budować lęków wobec odkrywania seksualności dziecięcej. W dodatku dziecko nie staje się ofiarę pedofila przez masturbację, ale przez wykorzystanie naturalnej dla dziecka ufności. Stąd koniecznym etapem jest nauka o złym dotyku, która również jest negowana przez niektórych katolickich działaczy.
Ale co mam sobie poczytać? Super zachwyty nad brakiem edukacji seksualnej, które skutkują później wieloma problemami w dorosłości, czy bajki o czystości przedmałżeńskiej oparte na braku rozumienia czym dla chrześcijanina winna być czystość? A możne wywody zalęknionych chrześcijan, którzy porzuciwszy wiarę pozostali religijnymi, praktykującymi i strachliwymi?
Argumentem za wstrzemięźliwością seksualną do czasu zawarcia małżeństwa jest miłość i szacunek. Dla partnerki/partnera i dla dzieci, które mogą się począć.
Samo wyobrażanie sobie jak to będzie ten pierwszy raz jest już grzechem. A zachowanie czystości absolutnie nie gwarantuje ani miłości małżeńskiej ani też szacunku dla małżonka.
Zachowanie czystości niczego nie gwarantuje. Ale jej nie zachowanie prowadzi do poważnych, złych konsekwencji. Wyobrażanie sobie, chęć dowiedzenia się jak wygląda współżycie seksualne, nie jest grzechem. Poznanie samej fizjologii jednak nie rozwiązuje ani problemów nastolatków, ani problemów dorosłego życia.
Sens czystości przedmałżeńskiej można jedynie rozpatrywać na płaszczyźnie religii i wiary. A tutaj bez dyskusji marzenia o seksie są oczywiście grzechem. I nie bardzo rozumiem wmawianie, że niezachowanie czystości przedmałżeńskiej niesie jakieś poważne konsekwencje. Bo tak naprawdę konsekwencje dotyczą przede wszystkim strefy religijnej no i oczywiście ryzyko przedwczesnej ciąży i niektórych chorób. To drugie przy odpowiedniej edukacji przeważnie udaje się ograniczyć poprzez ograniczenie tzw. zachowań ryzykownych. Natomiast budowanie w młodym człowieku lęków przez seksem powoduje faktycznie poważne konsekwencje.
Dyskutowaliśmy w kilku wątkach, to jest podsumowanie całości. Twoja obsesja winy, samobiczowania się, konieczności milczenia Kościoła bo winny itd. czyni dyskusję niemożliwą. Nie dopuszczasz możliwości, że mógłbyś w szczegółach choćby się mylić. Nie mogę Ci pomóc, ale strzepić język po próżnicy szkoda.
PS A co do pytania, generalna zasada w naszej drodze do zjednoczenia z Bogiem to pokorna, ale spokojna i ufna współpraca z łaską, która porządkuje nasze namiętności i przemienia. Grzechy, ciężkie nawet, załamania, rezygnacja zdarzają się pi drodze, ale "nic to".
No własnie - śmierć duchowa jakim jest grzech ciężki to takie "nic to". Szczeglinie gdy każdy grzech ciężki wprost sprzeniewierza się Łasce i jest jednoznacznym odrzuceniem Boga.
A że argumentów za czystością przedmałżeńską jak widać brakuje, to trzeba imputować jakieś cechy oponentowi w dyskusji.
Co więcej, tam gdzie taka edukacje będzie, są dostępne wzory oświadczeń rodziców wyrażających zgodę na poszczególne zajęcia i jest gwarancja, że te zajęcie nie będą podstępną demoralizacją.
I znów, nim się coś napisze to warto rozmawiać. A nie wmawiać, że polska szkoła może demoralizować.
Ten cudzysłów, albo przynajmniej dodanie skrótu "tzw" jest konieczne!! Bowiem nie można odrzucać wszelkiej edukacji seksualnej. Zawsze można sobie wyobrazić możliwość prawidłowej edukacji, choć jak dotąd, nie wykształciła się jej forma, a dominacje w tych tematach zawsze będą wykazywać hiper seksualni zwyrodnialcy, jak to jest w LGBT.
Pomijając oczywistość że pogląd iż masturbacja to deprawacja, a tym bardziej że masturbacja niszczy życie nie jest oczywiście poglądem opartym o naukę.
W dodatku dziecko nie staje się ofiarę pedofila przez masturbację, ale przez wykorzystanie naturalnej dla dziecka ufności. Stąd koniecznym etapem jest nauka o złym dotyku, która również jest negowana przez niektórych katolickich działaczy.
A możne wywody zalęknionych chrześcijan, którzy porzuciwszy wiarę pozostali religijnymi, praktykującymi i strachliwymi?
I nie bardzo rozumiem wmawianie, że niezachowanie czystości przedmałżeńskiej niesie jakieś poważne konsekwencje. Bo tak naprawdę konsekwencje dotyczą przede wszystkim strefy religijnej no i oczywiście ryzyko przedwczesnej ciąży i niektórych chorób. To drugie przy odpowiedniej edukacji przeważnie udaje się ograniczyć poprzez ograniczenie tzw. zachowań ryzykownych. Natomiast budowanie w młodym człowieku lęków przez seksem powoduje faktycznie poważne konsekwencje.
A że argumentów za czystością przedmałżeńską jak widać brakuje, to trzeba imputować jakieś cechy oponentowi w dyskusji.