W centrum uwagi znajdują się działania Batalionu Holenderskiego, Dutchbatu, polityczne zaniedbania oraz głosy bośniackiej diaspory.
W 30. rocznicę masakry w Srebrenicy w Bośni i Hercegowinie Holandia powraca do oceny własnej roli w tragedii z lipca 1995 r., w której zginęło ponad 8 tys. cywilów. W centrum uwagi znajdują się działania Batalionu Holenderskiego, Dutchbatu, polityczne zaniedbania oraz głosy bośniackiej diaspory.
11 lipca 1995 r. siły bośniackich Serbów zajęły Srebrenicę - strefę bezpieczeństwa ONZ, gdzie znaleźli schronienie bośniaccy cywile. W kolejnych dniach zamordowano ponad 8 tys. mężczyzn i chłopców. Holenderski kontyngent Dutchbat III (skrót od Batalionu Holenderskiego), w sile około 370 żołnierzy, nie był w stanie zapobiec masakrze.
W 2002 r. raport holenderskiego Instytutu Badań nad Wojną, Holokaustem i Ludobójstwem (NIOD) ujawnił poważne zaniedbania w dowodzeniu i polityce bezpieczeństwa. Rząd premiera Wima Koka podał się do dymisji. W 2019 r. Sąd Najwyższy uznał Holandię za częściowo odpowiedzialną za śmierć 350 osób, które nie otrzymały schronienia w bazie ONZ.
Historycy wojskowości Arthur ten Cate, Dion Landstra i Jaus Mueller, związani z Holenderskim Instytutem Historii Wojskowości (NIMH) i Uniwersytetem w Groningen, argumentują, że Holandia miała podstawy prawne i operacyjne, by chronić cywilów, w tym mogła użyć siły. Ich zdaniem strona holenderska - w nieuzasadniony sposób - nie zdecydowała się jednak podjąć takich działań.
Powściągliwość, niechęć do ryzyka i brak przygotowania - to, według badaczy, główne powody pasywności Dutchbatu. Historycy przytaczają przykład Nordbatu II - skandynawskiego kontyngentu, który, posiadając taki sam mandat, skutecznie bronił cywilów w 1993 r.
Według Muellera Holendrom brakowało też kultury dowodzenia wojskowego. Francuskie oddziały reagowały na ataki ofensywą, natomiast Holendrzy - wycofaniem się. Landstra zauważył, że na ich gotowość do działania wpłynęły uwarunkowania polityczne i społeczne. Obawiano się bowiem strat wśród żołnierzy i negatywnej reakcji opinii publicznej.
Po powrocie z misji wielu żołnierzy Dutchbatu przez lata nie otrzymało pomocy psychologicznej ani oficjalnego uznania. Dopiero w 2022 r. rząd Marka Ruttego przeprosił weteranów podczas Dnia Uznania i Wdzięczności.
Wielu byłych żołnierzy, jak Rob van der Vliet czy nie wymieniony z nazwiska Paul z Groningen, powróciło do Srebrenicy w ramach podróży edukacyjnych. W rozmowach z holenderskimi mediami opowiadali o poczuciu winy i długotrwałej traumie.
Równolegle w Holandii trwa debata na temat pamięci zbiorowej i doświadczeń bośniackiej diaspory. W kraju mieszka obecnie około 62 tys. Bośniaków, w tym wielu ocalałych i ich potomków. Przez lata ich perspektywa była marginalizowana.
Ines Kostić, posłanka bośniackiego pochodzenia z Partii na rzecz Zwierząt (PvdD), powiedziała w styczniu 2024 r. w Izbie Niższej parlamentu: "Ludobójstwo w Srebrenicy było pierwszym na europejskiej ziemi od czasu Holokaustu. Ludzie zostali całkowicie porzuceni przez społeczność międzynarodową. To także część holenderskiej historii. Musimy wyciągać wnioski, uczyć się z przeszłości i uwzględniać to również w edukacji. Ból powtarzającej się historii jest trudniejszy do zniesienia niż sam ból wojny".
Multimedialny projekt "11 głosów Srebrenicy" ma na celu zmianę tego stanu rzeczy. W ramach wystaw i podcastów zaprezentowano świadectwa osób, które przeżyły ludobójstwo i dziś mieszkają w Holandii.
Pamela Habibović, rektorka Uniwersytetu w Maastricht, opowiedziała o utracie ojca i milczeniu wokół tragedii. "W Holandii brakuje wiedzy o Bośni. Często spotykałam się z uprzedzeniami. Ludzie nie pytali, tylko (z góry) zakładali, kim jestem" - mówiła w rozmowie z gazetą "Trouw".
Według niej język ma znaczenie. "To, jak mówimy o innych, wpływa na to, jak się z nimi obchodzimy. Tak zaczynają się procesy wykluczenia, które znam z dzieciństwa w Bośni" - podkreśliła. Habibović zaapelowała o większą otwartość społeczną i refleksję nad tym, jak Holandia podchodzi do migrantów i uchodźców.
Esmir Kustura, który dorastał w bośniackim Wiszegradzie, również uczestniczy w projekcie "11 głosów Srebrenicy". Przypomniał, że zbrodnie rozpoczęły się znacznie wcześniej - już w 1992 r. "Wiszegrad i Prijedor to było preludium. Ludzie byli systematycznie wypędzani, paleni żywcem, wrzucani do (rzeki) Driny. Srebrenica była końcowym punktem tej strategii" - zauważył.
Kustura zwrócił uwagę, że pamięć o tych wydarzeniach jest w Holandii powierzchowna. W podręczniku jego szesnastoletniego syna o Srebrenicy wspomniano jednym zdaniem, bez użycia słowa "ludobójstwo". "To zbrodnia oficjalnie uznana przez (międzynarodowy) trybunał. Tak należy ją nazywać, jeśli chcemy czegoś się nauczyć z historii" - zaapelował.
Pamela Habibović i Esmir Kustura podkreślają, że wolność i współistnienie różnych grup w społeczeństwie nie są dane raz na zawsze. Oboje apelują o czujność wobec narastających podziałów, języka nienawiści i politycznych prób antagonizowania społeczeństwa.
W 30. rocznicę tragedii w Srebrenicy w Holandii zorganizowano uroczystości państwowe, wystawy, projekcje filmów i debaty. Do bośniackiego Potoczari na obchody rocznicy ludobójstwa poleciała holenderska delegacja na czele z ministrem spraw zagranicznych Casparem Veldkampem, który wygłosił przemówienie. W Hadze wciąż trwają natomiast rozmowy o odsłonięciu stałego pomnika ofiar.
W opinii historyków, polityków i świadków tragedii wydarzenia z 1995 r. pozostają otwartą raną - zarówno dla społeczeństwa bośniackiego, jak i holenderskiej pamięci narodowej. Srebrenica, zdaniem wielu, to także ostrzeżenie na przyszłość - o skutkach bierności, wykluczenia i braku odpowiedzialności społeczności międzynarodowej.
Z Amsterdamu Patryk Kulpok
Ujawnił to specjalny wysłannik USA ds. Ukrainy Keith Kellogg.
Rządząca partia PAS zdecydowanie prowadzi po przeliczeniu ponad 99 proc. głosów.
FBI prowadzi śledztwo, traktując incydent jako "akt przemocy ukierunkowanej".
Zapowiedział to sam papież w krótkim pozdrowieniu przed modlitwą „Anioł Pański”.