Powyższy tytuł jest cytatem z wiersza Rafała Muszera, który w taki oto osobliwy sposób, określił... sobotę.
Żyjemy w społeczeństwie spętanym strachem. Tylko tak można zinterpretować wyniki sondażu CBOS na temat powodów odkładania decyzji o małżeństwie.
Z obserwacji i słów przebija się jedno: lekceważenie. Tradycja, która zastępuje żywą wiarę. Liturgia o którą - można czasem odnieść wrażenie - niespecjalnie się dba. Taki kult jest próżny. Nic dziwnego, że nie przenosi się na codzienność.
Mimo umiarkowanego optymizmu, rodzącego się z zaufania statystykom, odczuwam pewien niepokój i zastanawiam się, jak te wymykające się badaniom zachowania wpłyną na religijność Polaków.
Nie mam wątpliwości, że chrześcijanie powinni protestować przeciwko złu. Problem w tym, jak to robią.
„Nabokov, Barth, Calvino, Eco, Rushdie - wszyscy pisali książki przeznaczone dla współczesnych arystokratów, których zamkiem jest biblioteka".
Kościół nie może być złożony wyłącznie z członków ruchów katolickich. Kościół nie może kończyć się na elitach, jakkolwiek ich nie rozumieć. Kościół wyspowy to przegrana, krok w tył.
Mamy za co dziękować. Ludziom, ale chyba przede wszystkim Bogu. Za rzeczy drobne, których każdy człowiek wiele doświadcza. Ale i za wielkie, których innym pokoleniom nigdy nie było dane przeżyć.
Okazuje się że „mową nienawiści" dyszały najświetniejsze umysły starożytności. Czekać, kiedy co poniektóre środowiska każą dokonać rewizji uniwersyteckich lektur i wykreślić ich nazwiska z encyklopedii.
Nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o dziecięce aspiracje. Również dziś nastoletni chłopak nie chce być lalusiem. Chce rozwijać się, być coraz bardziej samodzielny i osiągać sukcesy.