Dawniej uważano, że wieś jest ostoją zdrowego katolicyzmu. Że na wsi pewnych rzeczy nie da się ukryć, że opinia wiejska czy małomiasteczkowa piętnuje grzeszników. Ale dziś do ludzi w terenie docierają te same grzechy, co w mieście - powiedział w rozmowie z Życiem Warszawy ks. dr Zbigniew Godlewski.
Czy mieszkańcy Warszawy, zajęci sprawami dnia codziennego, są mniej religijni od ludzi żyjących w małych miasteczkach i na wsi? Czy łatwiej wybaczają sobie grzechy? – rozważa w bardzo ciekawej rozmowie z Życiem Warszawy ks. dr Zbigniew Godlewski, kiedyś proboszcz w Przybyszewie, dziś parafii na warszawskim Kole. - Utarła się opinia, że Warszawa jest mniej religijna w porównaniu z małymi miasteczkami. Czy to prawda? - Dostrzegam pewne podobieństwa, które są jednak pozorne. Na przykład w Warszawie do kościoła chadza regularnie jedna trzecia parafian i na wsi, gdzie byłem przez ponad cztery lata, też jedna trzecia. A dlaczego tak mało na wsi? Bo niektórzy mieszkają pięć, osiem kilometrów od kościoła i nie mają, jak dojechać. Tam wyznacznikiem porządku nabożeństw jest rozkład jazdy PKS. A w wielkim mieście wystarczy czasami przejść przez ulicę... - Tam Ksiądz znał swoich parafian? - Znałem, kiedy przez parę lat byłem w niewielkiej miejscowości – Przybyszewie. W wielkim mieście istnieje duża anonimowość. W Warszawie mieszkają dziesiątki tysięcy osób pochodzących z innych części kraju. Na weekendy wracają do domów w miasteczkach i na wsi. Skąd oni naprawdę są? Mam problem, jak tych parafian zakwalifikować. - To wielu Ksiądz w ogóle nie zna? - Niestety, tak jest, mimo że ci ludzie mieszkają w mojej parafii. Niezbyt długo jestem proboszczem u św. Józefa Oblubieńca NMP na Kole, więc parafian znam jeszcze słabo, szczególnie tych, z którymi kontakt ogranicza się do wizyty kolędowej. Ale i tu ciekawostka: co roku chadzam po kolędzie. Przykładowo – w bloku, gdzie mieszka 50 rodzin, przyjmuje mnie 15, które znam. A reszta otwiera drzwi ze zdziwieniem i mówi: „My tu tylko wynajmujemy, studiujemy, pracujemy...”. Mija rok, znów idę, a tam już inne twarze – kolejni lokatorzy. Na wsi wiedziałem, kogo zastanę za drzwiami, teraz nie mam pojęcia. Na pytanie czy między tymi wiernymi wiernymi w mieście i na wsi jest jakaś różnica w religijności ks. Godlewski odpowiedział: - Jak już powiedziałem – na pewnych płaszczyznach. Środowiska parafii małomiasteczkowych i wiejskich są społecznościami bardziej lub mniej zamkniętymi. Tam ludzie kierują się opiniami sąsiadów. Popatrzmy znów na wizytę duszpasterską zwaną kolędą. Jak to wygląda na wsi? Na 800 rodzin, bo tyle było w Przybyszewie, przyjmowało mnie 750. Czyli przyjmowało mnie ponad 90 proc. A w Warszawie ok. 60 proc. ŻW zapytało też, czy dla duchownego lepsze jest życie na prowincji czy w Warszawie: - W Przybyszewie mogłem wyjść w krótkich spodenkach, a każdy powiedział: „O, nasz proboszcz” i się ukłonił. Byłem rozpoznawalny. A tutaj wystarczy przejść na trzecią ulicę i człowiek wtapia się w tłum. Tam każdy interesował się każdym, tam było ciepłe środowisko, księdzu nie mogła stać się krzywda. Poza tym na wsi łatwiej było dotrzeć do człowieka. A w mieście duchowni muszą wykonać więcej pracy duszpasterskiej, by dotrzeć do ludzi. - Dostrzegł Ksiądz inne różnice?
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.