Kościele, dokąd zmierzasz? Jak odpowiesz na wzrastającą laicyzację? To pytanie coraz częściej pojawia się w świadomości wierzących w Polsce.
Pomysły, owszem, są. Wykorzystajmy dobre, wypróbowane już metody i spróbujmy znaleźć nowe – zda się brzmieć odpowiedź. Jak najbardziej sensowna. Ja bym jeszcze dodał: nie każmy zaangażowanym w głoszenie Chrystusa rozwiązywać problemu kwadratury koła.
„Księża idą do klas szkolnych z katechezą, która jest głoszeniem Słowa Bożego, a więc idą jako duszpasterze. Tymczasem połowa uczniów potrzebuje nie tyle katechezy, lecz raczej ewangelizacji od podstaw” – pisze kardynał Nycz w adwentowym liście do księży. Diagnoza jak najbardziej trafna. Problem w tym, że nie dysponujemy dziś siłami i środkami, aby temu problemowi zaradzić.
Szkoła nie sprzyja indywidualizacji kontaktów z ludźmi. Klasy nie są podzielone wedle kryterium „ci powinni być ewangelizowani, ci katechizowani”. Katecheta staje przed zbiorowością niezwykle zróżnicowaną nie tylko ze względu na temperamenty, poziom intelektualny czy wychowanie, ale i ze względu na stosunek do Chrystusa i Kościoła. Zwracając się wierzących mówi ponad głowami wymagających ewangelizacji. A zwracając się do tych drugich, dla pierwszych wyważa dawno otwarte drzwi.
Na dodatek młodzi to ludzie, których wiara dopiero się kształtuje. I sami nie są pewni, jaką odpowiedź dają Bogu. Śpiewający z zapałem „Chwalmy Pana” jutro może przyjąć postawę ateisty. I gdyby tego było jeszcze zbyt mało, to trzeba dodać, że katecheta w szkole nie jest rozliczany z tego, czy jego uczniowie wierzą czy nie, ale z tego, czy zrealizował program. Taka jest logika funkcjonowania szkoły. Realne oczekiwania wobec szkolnej katechezy nie mogą tej rzeczywistości nie uwzględniać.
Posłuszeństwo (realizowanie programu) i kreatywność (indywidualne podejście do człowieka) tylko do pewnego stopnia można z sobą pogodzić. Nie bez powodu stawianie przez pracodawcę pracownikom obu wymagań równocześnie psychologia traktuje jako element mobbingu. Jeśli katecheta w szkole nie ma rozwiązywać problemu kwadratury koła, nie wolno go tratować jak niewolnika (katechetycznych programów), ale trzeba pozwolić mu być artystą. I przekonać do tego pomysłu nie tylko odpowiedzialnych za szkolną katechezę, ale przede wszystkim organizujące nauczanie wedle zupełnie innych metod państwo.
Jasne, istnieje ryzyko, że ten czy ów w imię indywidualnego podejścia do uczniów nie będzie robił nic. Albo że kolejno zmieniający się katecheci, zupełnie odrzucając program, zanudzą uczniów ciągłym wracaniem do tego samego. Trzeba też być może będzie definitywnie zrezygnować z pomysłów w stylu matura z religii. Ale bez podjęcia tego ryzyka szkolna katecheza nie spełni pokładanych w niej nadziei.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.