Skazany za zbrodnie wojenne były prezydent Liberii Charles Taylor w środę w południe usłyszy, ile lat spędzi w więzieniu. Jego oskarżyciele żądają, by za kratami spędził resztę życia.
Sędziowie Międzynarodowego Trybunału ds. Sierra Leone w Leidschendam na przedmieściu Hagi w kwietniu uznali Taylora za winnego zbrodni wojennych.
W latach 90., wywołując wojnę domową w Liberii, a potem przenosząc ją do sąsiedniego Sierra Leone, Taylor zasłużył sobie na złowrogą opinię podżegacza wojennego i rabusia, dorabiającego się na łupach. Szacuje się, że na wojnach w Liberii i Sierra Leone zginęło prawie pół miliona ludzi.
Sprawiedliwość dosięgła Taylora w 2003 roku, gdy oblężony przez wrogów w stolicy, Monrovii, zgodził się ustąpić ze stanowiska prezydenta i wyjechać z kraju. Trzy lata później został aresztowany i wydany Międzynarodowemu Trybunałowi ds. Sierra Leone.
Za zbrodnie w Liberii nie zostanie ukarany, ponieważ jego następcy zdecydowali się rozliczyć przeszłość nie przed sądami, lecz Komisją Prawdy.
Sędzia Richard Lussick z wysp Samoa, przewodniczący powołanemu przez ONZ w 2004 roku Trybunałowi ds. Sierra Leone, orzekł, że jako watażka i prezydent Liberii Taylor, wspierając partyzantów w Sierra Leone, ponosi winę za wojenne zbrodnie, jakich się tam dopuszczono.
W swojej ostatniej mowie przed sądem Taylor wszystkiemu zaprzeczył. Przekonywał, że na wojnie w Sierra Leone i bez niego popełniano by zbrodnie, a on nie tylko jej nie wywołał, ale robił wszystko, by ją przerwać, a przede wszystkim zapewnić porządek i bezpieczeństwo w Liberii.
Zapewniał też, że padł ofiarą międzynarodowego spisku, wymierzonego w Afrykę i jej przywódców. "Wspierając partyzantów w Sierra Leone nie robiłem niczego innego niż Amerykanie w Iraku czy Afganistanie. A jednak to ja staję przed sądem, a im włos z głowy nie spadnie - tłumaczył. - Mój przypadek powinien stać się przestrogą dla wszystkich przywódców Afryki i świata. Słabi stają się kozłami ofiarnymi, a potężni tego świata mogą mieć prawo za nic. Czas pokaże, który z afrykańskich władców będzie następny".
Taylor żalił się, że afrykańskich prezydentów zakuwa się w kajdany i wywozi do Europy, jak niegdyś niewolników. Zaklinał się, że świadkowie obciążający go zeznaniami zostali przekupieni i kłamali. Prosił też sąd, by w swoim wyroku kierował się pojednaniem, a nie odwetem.
Oskarżycielka Brenda Hollis, była prokurator wojskowa z USA, odpierała skargi Taylora, twierdząc, że trybunał zwracał jedynie świadkom koszty podróży do Europy i zażądała dla niego 80 lat kary. Trybunał nie może skazywać nie tylko na śmierć, ale nawet na dożywocie.
Jednak adwokaci Taylora uważają, że 80 lat więzienia oznaczałoby dla 64-letniego Taylora praktyczne dożywocie i domagają się, by kara, jaką wymierzy sąd, dawała mu jeszcze nadzieję na wolność po odbyciu wyroku. Nie chcą też, by wyrok więzienia Taylor odsiadywał w Wielkiej Brytanii, lecz w Afryce, np. w Rwandzie, gdzie trafiło ośmiu innych skazanych obywateli Sierra Leone; najsurowszy wyrok, 52 lat więzienia, otrzymał Issa Sesay, jeden z przywódców wspieranej przez Taylora partyzantki.
"Osadzenie Taylora w Wielkiej Brytanii będzie dla niego dodatkową karą, gdyż skaże go na kulturową izolację i rozłąkę z rodziną, której z powodu kosztów i obowiązku wizowego trudniej będzie odwiedzać go w więzieniu" - przekonywali adwokaci. Podczas czteroletniego pobytu w areszcie w Hadze, obecna, trzecia już żona Taylora mieszkała w Holandii i nawet urodziła mu najmłodsze z piętnaściorga dzieci.
Taylor twierdzi też, że w brytyjskich więzieniach jego życie będzie zagrożone, ponieważ w przeciwieństwie do luksusowej, pojedynczej celi w Hadze, w Wielkiej Brytanii będzie musiał dzielić celę z innymi współwięźniami.
Charles Taylor stanie się w środę pierwszym byłym przywódcą państwa, skazanym przez międzynarodowy trybunał za wojenne zbrodnie. Ostatnim przed Liberyjczykiem ukaranym zbrodniarzem był admirał Karl Doenitz, namaszczony na przywódcę III Rzeszy przez Adolfa Hitlera na krótko przed jego samobójczą śmiercią. Podczas procesu w Norymberdze Doenitz został skazany na dziesięć lat więzienia.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.