Coraz mniej Amerykanów identyfikuje prezydenta USA z chrześcijaństwem. Mimo nieustannych zapewnień prezydenta, że jest wyznawcą Jezusa, w porównaniu do 2008 roku, kiedy polityk obejmował swe stanowisko, systematycznie ubywa tych, którzy mu w tej sprawie wierzą.
W sondażu przeprowadzonego przez instytut badawczy Pew Forum on Religion & Public Life wynika, że tylko 49 proc. uczestników jest przekonanych, że Obama jest chrześcijaninem. Kolejne 17 proc. widzi w nim muzułmanina. Tuż przed wyborami prezydenckimi w 2008 roku 55 proc. badanych twierdziło, że ówczesny kandydat Partii Demokratycznej do Białego Domu jest chrześcijaninem, 12 proc. twierdziło, że jest wyznawcą islamu.
Choć niektórzy analitycy życia politycznego w USA skłonni są zarzucać wyborcom ignorancję religijną, to pojawiają się coraz donioślejsze głosy, że to prawo forsowane przez administrację prezydencką, dowodzi niezbicie, iż Obama nie może mieć wiele wspólnego w wiarą w Jezusa.
Jak zauważa Matthew Cullinam Hoffman z portalu LifeSiteNews.com, prostszym i bardziej oczywistym sposobem interpretacji sondaży nie jest to, że ludzie zapomnieli w ciągu 4 lat o tym, jaką Obama wyznaje religię, lub że zostali źle poinformowani na ten temat, lecz raczej to, że Amerykanie po prostu mu nie wierzą.
„Bo jak można wierzyć, że Barack Obama, człowiek, który walczył o to, by wprowadzić do prawa przepis zabraniający ratowania dzieci, które przeżyły aborcję, jest w najmniejszym stopniu inspirowany Słowem Boży. Trudno było w to uwierzyć, kiedy ubiegał się o fotel prezydencki w 2008 roku i tym trudniej w to uwierzyć teraz, po czterech latach gorzkiego doświadczenia” – pisze publicysta.
Dziennikarz przypomina, że na skutek zabiegów Obamy stworzono system ubezpieczeń finansujący zabijanie dzieci nienarodzonych i zmuszający katolików oraz ludzi innych wyznań czy światopoglądów wbrew ich sumieniu do opłacania antykoncepcji, środków poronnych i sterylizacji. Polityk ten nie tylko wsparł legalizację związków homoseksualnych, ale stał się promotorem gejowskiej ideologii na całym świecie. Wydał także miliardy dolarów na tzw. programy kontroli urodzin, które na drodze szantażu narzucane są państwom biednym.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.