Rozmowę z prof. Leonem Kieresem, prezesem Instytutu Pamięci Narodowej o sprawie o. Hejmy zamieszcza Gazeta Wyborcza.
Agnieszka Kublik: Jak na Pańskim biurku pojawiła się teczka ojca Konrada Hejmy? Prof. Leon Kieres: 14 kwietnia odnaleźli ją pracownicy archiwum IPN. Od razu przyszli do mnie z informacją o jej odnalezieniu. - Pytał Pan, jak to się stało, że właśnie teraz odnalazła się właśnie ta teczka? - Pytałem. Przeglądali spisy zdawczo-odbiorcze, czyli spis materiałów, które dostaliśmy. I właśnie wtedy natrafili na teczkę ojca Hejmy. Przynieśli je do mnie, bo pomyśleli, że mogą się przydać w pracy Biura Edukacji Publicznej. - Dlaczego akurat teraz przeglądali te listy? - Po prostu robili porządki w archiwum materiałów, wśród których była teczka ojca Hejmy. Przyszły do nas w grudniu 2004 r. - Czyli czysty przypadek? - Nie mam żadnych przesłanek, by twierdzić, że było inaczej. Mam zaufanie do moich pracowników. Ja na pewno o tę teczkę nie prosiłem, bo nie miałem pojęcia o jej istnieniu. 19 kwietnia do niej zajrzałem. Pierwszy raz, od kiedy jestem prezesem IPN, czytałem czyjąś teczkę. - Czyli teczka ojca Hejmy odnalazła się przypadkiem dwa tygodnie temu, a Pan mówił, że zna te materiały od czterech lat. - To nieporozumienie. Chodziło mi o inne materiały, dokładnie 17 tomów dotyczących inwigilacji polskiego Kościoła, a zwłaszcza księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego. - Dlaczego zdecydował się Pan ujawnić nazwisko ojca Hejmy? To wbrew zasadom, którym Pan hołdował do tej pory: IPN nie lustruje, INP nie ujawnia nazwisk agentów, a swoje materiały upublicznia po rzetelnej weryfikacji. - Byłem w sytuacji bez wyjścia. Po odnalezieniu teczki ojca Hejmy w archiwum, musiałem ją przekazać badaczom z IPN. Liczyłem się z przeciekiem. To nie jest zarzut wobec pracowników Instytutu, po prostu tak jest. Gdybym tych materiałów nie przekazał historykom, to spotkałbym się ze słusznym zarzutem, że knebluję im usta, cenzuruję materiały, gram teczkami. - To dlaczego od razu nie ujawnił Pan nazwiska ojca Hejmy, tylko przez kilka dni stopniował napięcie? - Chciałem stopniowo przygotować do tego niewątpliwego szoku opinię publiczną. - A nie chodziło o to, żeby zabłysnąć przed wyborami na prezesa IPN? - O, nie! W żadnym wypadku. Wiedziałem, że ta sprawa mi zaszkodzi. Nie mogłem postąpić inaczej. - Prawnicy twierdzą, że Pańska decyzja o ujawnieniu nazwiska agenta nie jest zgodna z prawem. - Jest zgodna z prawem. Jednomyślnie potwierdziło to Kolegium IPN, a ja sam konsultowałem się z wybitnym prawnikiem prof. Andrzejem Rzeplińskim. - Powiedział Pan, że boi się, iż teraz będą padały pytania, kolejne nazwiska agentów SB w otoczeniu papieża Jana Pawła II. Zna je Pan, ujawni je Pan? - Nie znam tych nazwisk, nie mam czego ujawniać.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.