L. Kieres: Nie znam więcej nazwisk

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 30.04.2005 05:59

Rozmowę z prof. Leonem Kieresem, prezesem Instytutu Pamięci Narodowej o sprawie o. Hejmy zamieszcza Gazeta Wyborcza.

Agnieszka Kublik: Jak na Pańskim biurku pojawiła się teczka ojca Konrada Hejmy? Prof. Leon Kieres: 14 kwietnia odnaleźli ją pracownicy archiwum IPN. Od razu przyszli do mnie z informacją o jej odnalezieniu. - Pytał Pan, jak to się stało, że właśnie teraz odnalazła się właśnie ta teczka? - Pytałem. Przeglądali spisy zdawczo-odbiorcze, czyli spis materiałów, które dostaliśmy. I właśnie wtedy natrafili na teczkę ojca Hejmy. Przynieśli je do mnie, bo pomyśleli, że mogą się przydać w pracy Biura Edukacji Publicznej. - Dlaczego akurat teraz przeglądali te listy? - Po prostu robili porządki w archiwum materiałów, wśród których była teczka ojca Hejmy. Przyszły do nas w grudniu 2004 r. - Czyli czysty przypadek? - Nie mam żadnych przesłanek, by twierdzić, że było inaczej. Mam zaufanie do moich pracowników. Ja na pewno o tę teczkę nie prosiłem, bo nie miałem pojęcia o jej istnieniu. 19 kwietnia do niej zajrzałem. Pierwszy raz, od kiedy jestem prezesem IPN, czytałem czyjąś teczkę. - Czyli teczka ojca Hejmy odnalazła się przypadkiem dwa tygodnie temu, a Pan mówił, że zna te materiały od czterech lat. - To nieporozumienie. Chodziło mi o inne materiały, dokładnie 17 tomów dotyczących inwigilacji polskiego Kościoła, a zwłaszcza księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego. - Dlaczego zdecydował się Pan ujawnić nazwisko ojca Hejmy? To wbrew zasadom, którym Pan hołdował do tej pory: IPN nie lustruje, INP nie ujawnia nazwisk agentów, a swoje materiały upublicznia po rzetelnej weryfikacji. - Byłem w sytuacji bez wyjścia. Po odnalezieniu teczki ojca Hejmy w archiwum, musiałem ją przekazać badaczom z IPN. Liczyłem się z przeciekiem. To nie jest zarzut wobec pracowników Instytutu, po prostu tak jest. Gdybym tych materiałów nie przekazał historykom, to spotkałbym się ze słusznym zarzutem, że knebluję im usta, cenzuruję materiały, gram teczkami. - To dlaczego od razu nie ujawnił Pan nazwiska ojca Hejmy, tylko przez kilka dni stopniował napięcie? - Chciałem stopniowo przygotować do tego niewątpliwego szoku opinię publiczną. - A nie chodziło o to, żeby zabłysnąć przed wyborami na prezesa IPN? - O, nie! W żadnym wypadku. Wiedziałem, że ta sprawa mi zaszkodzi. Nie mogłem postąpić inaczej. - Prawnicy twierdzą, że Pańska decyzja o ujawnieniu nazwiska agenta nie jest zgodna z prawem. - Jest zgodna z prawem. Jednomyślnie potwierdziło to Kolegium IPN, a ja sam konsultowałem się z wybitnym prawnikiem prof. Andrzejem Rzeplińskim. - Powiedział Pan, że boi się, iż teraz będą padały pytania, kolejne nazwiska agentów SB w otoczeniu papieża Jana Pawła II. Zna je Pan, ujawni je Pan? - Nie znam tych nazwisk, nie mam czego ujawniać.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona