Mija piąta rocznica śmierci księdza Józefa Tischnera - przypomniała Gazeta Wyborcza.
Jan Turnau napisał: Choć umierał długo, wciąż mieliśmy nadzieję, że jeszcze nam pożyje: nie miał nawet 70 lat. Nam - olbrzymiej liczbie jego czytelników, wielbicieli, duchowych uczniów Bóg dał mu talenty niezwykłe: jaki inny wybitny filozof polski był tak dowcipny, który tak umiał łączyć błyskotliwość stylu z oryginalnością myśli, ilu mieliśmy księży tak śmiałych w krytyce Kościoła, a kochających go tak serdecznie? Pisał i mówił o wielu sprawach, od Biblii do polityki. Myślę, że najważniejsze było to, co wniósł do dialogu swego Kościoła z demokracją i liberalizmem. "Nieszczęsny dar wolności", tytuł jednej z jego książek, to ironicznie sformułowane twierdzenie, że "homo sapiens" jest istotą wolną i nie powinien się tej wolności obawiać, uciekać przed nią w infantylne zacisze. To ksiądz Józef był autorem terminu "homo sovieticus", który zrobił międzynarodową karierę. Walczył z mentalnością grzecznego obywatela PRL, napisał "Etykę solidarności". Równocześnie wewnątrz wspólnoty kościelnej wojował z mentalnością bezmyślnej owieczki, która najlepiej czuje się w stadzie. Nie każdy pasterz go rozumiał, owczarki szczekały zawzięcie... A przecież nie głosił żadnego libertynizmu, stawiał twarde wymagania moralne, formułowane coraz wyraźniej. Mówił jednak językiem XX wieku, umiejętność lingwistyczna wciąż rzadka wśród polskiego kleru. Krytykowany za życia po śmierci z wolna staje się polskim "klasykiem katolicyzmu".
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.