Kościół w Szumsku był ostatnią świątynią katolicką na Ukrainie, zniszczoną na rozkaz władz radzieckich. Po dwudziestu latach odbudowali go wierni.
Przy centralnym placu Niepodległości znajduje się tylko niewielki sklep, apteka i prywatny bank - zazwyczaj zamknięty. Uwaga przyjezdnych skupia się więc na nowym kościele. Szare tynki na ścianach są jeszcze świeże. Miejscowi mówią o świątyni z dumą. - Aż nie chce się wierzyć, że odrodziła się z gruzów taka piękna - mówi prawosławna mieszkanka miasteczka Galina Bigniak. A Petro Radczuk, również prawosławny, dodaje: - Odczuwam osobistą satysfakcję. Brałem udział w tym przedsięwzięciu. Byłem dyrektorem bazy transportowej. Kiedy ksiądz Mieleszko prosił o samochód do przywiezienia piasku czy żwiru, nie odmawiałem. 23 lipca na uroczyste otwarcie i poświęcenie kościoła pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny przyszły tłumy. Katolicy i prawosławni, przedstawiciele władz i goście. Ci, którzy nie zdołali wejść do środka, tłoczyli się na zewnątrz. Wiele osób przyniosło kwiaty. - Ze wzruszeniem przybyłem do tej świątyni, by dokonać jej poświęcenia. Czujemy obecność bożą. Bóg wbrew wszystkim złym mocom pozwolił odbudować ten kościół, byśmy mogli wznosić do Niego modlitwy, a dla siebie upraszać o błogosławieństwa - mówił metropolita lwowski, kardynał Marian Jaworski. Podarował świątyni obraz, przedstawiający chrzest Pana Jezusa. Konsekracja kościoła była wielkim świętem nie tylko dla miejscowych katolików. - Jestem bardzo wzruszona. Z Szumska pochodzi cała moja rodzina. Przywiozłam specjalny podarunek - kielich mszalny po moim stryju księdzu - mówiła pani Krystyna z Warszawy. - Żal mi tylko, że mama nie doczekała tego dnia. Kiedy burzyli kościół, mówiła: "Zobaczysz córko, nadejdzie dzień, kiedy powstanie z gruzów. I będzie w nim pełno ludzi". Nie wierzyłam - opowiada łamiącym się głosem Janina Majewska. Kazimierz Żukowski, administrator odbudowanego kościoła, pokazuje z dumą drogę krzyżową, ocalałą ze zniszczonej świątyni. Zachowały się też krzyże z kopuł. - Gdy saperzy zburzyli budowlę, tutejsze kobiety znalazły jeden z krzyży i ukryły go na cmentarzu. Drugi spadł do rzeki. Znalazł go mały chłopiec ze wsi Surażi. Przez te wszystkie lata krzyż był w tamtejszej prawosławnej kapliczce. Ojciec przeor nam go oddał - mówi Żukowski. Recepta na zgodę Przed wojną parafia w Szumsku liczyła prawie 3,5 tysiąca wiernych. Dziś jest ich zaledwie pięćdziesięciu. Rzadko spotykają się z niechęcią. Ksiądz Mieleszko mówi, że "znalazł receptę na zgodę z szumską społecznością". - Jak były święta prawosławne, chodziliśmy z kolędami. Tych, którzy nas nie przyjmowali, można policzyć na palcach. A jeśli jakiś uparty prawosławny nas nie przyjął, to trzy domy dalej doganiała nas jego żona z przeprosinami - zapewnia. Ksiądz Mieleszko wraca do rodzimej diecezji rzeszowskiej. Czy nie jest mu żal opuszczać Ukrainy? - Nie chcę uchodzić za księdza od budowania i załatwiania trudnych spraw. Pomogłem wznieść kościół, odbudowaniem duchowości niech się zajmą parafianie - mówi. TATIANA SERWETNYK z Szumska
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.