Armia Zbawienia zarejestruje się niebawem w Polsce jako związek wyznaniowy
Noszą charakterystyczne mundury z czerwoną tarczą, witają się salutując. Pociski wyszyte na godle oznaczają prawdy Ewangelii, a szpady - walkę o zbawienie. Większość ludzi kojarzy ich tylko z amerykańskimi filmami. Paramilitarny związek wyznaniowy Armia Zbawienia zaczął właśnie działać w Polsce Salwacjoniści nie mają jeszcze sprecyzowanych planów działalności w naszym kraju. Zamierzają najpierw rozpoznać teren. Stawiają na działalność charytatywną i propagowanie Pisma Świętego - Armia Zbawienia ma pomagać cierpiącej ludzkości. Już zaczęliśmy to wprowadzać w życie, planujemy np. dożywianie dzieci w szkołach. Być może podejmiemy współpracę z Monarem, a także każdą organizacją charytatywną, która tego potrzebuje, niezależnie od wyznania. Oprócz tego będą regularne spotkania modlitewne, dyskusje o Biblii - mówi Łukasz Skurczyński, 24-latek odpowiedzialny za rozwój organizacji w Polsce. Skurczyński jest pół Polakiem, pół Francuzem, lektorem w Towarzystwie Przyjaźni Polsko-Francuskiej. Od Kościoła katolickiego odszedł, gdy był nastolatkiem. - Nie odnajdywałem się tam, zacząłem szukać czegoś swojego - dodaje. Armię Zbawienia założył w 1878 r. wędrowny kaznodzieja metodystyczny William Booth. Porzucił karierę duchownego i zaczął nauczać bezdomnych na ulicach Londynu. Specjalnie dla nich założył Misję Chrześcijańską, jednak pomysł nie porwał zbyt wielu ludzi. Dopiero kilkanaście lat później, gdy nazwał swoją organizację Armią i nadał jej charakter paramilitarny, zaczęła się błyskawicznie rozrastać. Obecnie żołnierzy Armii można spotkać w 109 krajach świata. Salwacjonistów wyrastających z tradycji metodystycznej trudno nazywać Kościołem: nie uznają żadnych sakramentów, a nabożeństwa sprawują oficerowie, odpowiednik pastorów. O miejscach, w których się spotykają mówią używając terminologii wojskowej. Zamiast kaplic są więc "zamki" lub "cytadele". Pomoc materialna jest dla członków Armii rodzajem ideologii, uważają, że człowiek może myśleć o zbawieniu duszy dopiero wtedy, gdy będzie porządnie najedzony. Jedno z haseł związku to "3 razy S": soap, soup, salvation (mydło, zupa, zbawienie). Pomagają ludziom niebanalnie. - W Anglii należy do nas wiele sklepów z używaną odzieżą i restauracji dla ubogich. We Francji zawieramy z bezdomnymi coś w rodzaju kontraktu: podpisujemy go na trzy miesiące, w tym czasie dostają od nas mieszkanie i zobowiązują się do szukania pracy. My im w tym oczywiście pomagamy - opowiada Skurczyński. Po przejściu huraganu "Katrina" związek wydał w Stanach Zjednoczonych blisko pół miliona posiłków.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.
Caritas rozpoczęła zbiórkę na remont Ośrodka dla osób w kryzysie bezdomności w Poznaniu.
"Nikt (nikogo) nie słucha" - powiedział szef sztabu UNFICYP płk Ben Ramsay. "Błąd to kwestia czasu"