Ministranci w Łodzi zaczęli roznosić po domach opłatki wigilijne. W ślad za nimi ruszyli oszuści, podszywający się pod wysłanników parafii.
Bywa, że wyprzedzają ministrantów i dochodzi do zaskakujących sytuacji. - Niestety, miałem już kilka przypadków, że to mnie domownicy wzięli za... oszusta - przyznaje Marcin Madziała, ministrant roznoszący opłatki w parafii archikatedralnej. - Okazało się, że przede mną były już osoby z opłatkami, utrzymujące, iż są przedstawicielami parafii. Byli to jednak oszuści. Dlatego zdezorientowani parafianie myśleli, że to ja jestem „fałszywym roznosicielem". Musiałem tłumaczyć, jak jest naprawdę. W centrum miasta oszuści z opłatkami pojawili się m.in. w wieżowcach na Manhattanie, a także w kamienicach przy ul. Wólczańskiej i Grabowej. Zwykle były to jedna lub dwie osoby - mężczyźni lub kobiety. Brali „co łaska", posługując się podrobionymi upoważnieniami z pieczątką parafii. - Zarówno upoważnienie, jak i pieczątka na pewno były sfałszowane - podkreślają księża. - Naszych ministrantów łatwo rozpoznać, mają bowiem nie tylko upoważnienia z pieczątką i podpisem księdza proboszcza, lecz i specjalne identyfikatory. Oszuści z opłatkami grasują także w innych dzielnicach. - Niedawno odebraliśmy podobne sygnały z Bałut - mówi Piotr Sumiński, komendant V komisariatu. - Mieszkańcy nie dali się nabrać i odprawili ich z kwitkiem. Podczas wczorajszych mszy świętych księża z ambony apelowali, aby nie dać się naciągaczom oszukać.
Co czwarte dziecko trafiające dom"klasy wstępnej" nie umie obyć się bez pieluch.
Mężczyzna miał w czwartek usłyszeć wyrok w sprawie dotyczącej podżegania do nienawiści.
Decyzja obnażyła "pogardę dla człowieczeństwa i prawa międzynarodowego".
Według szacunków jednego z członków załogi w katastrofie mogło zginąć niemal 10 tys. osób.