Ksiądz, czyli obywatel

Rzeczpospolita/a.

publikacja 13.01.2006 09:46

Prokuratura znowu sprawdzi, czy wolno było wysłać policję po księdza Tadeusza Rydzyka, który nie stawiał się na przesłuchanie.

Prokuratura w Gdyni już raz uznała, że nie złamano praw dyrektora Radia Maryja. Teraz, po ośmiu latach, na polecenie ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry to samo bada prokuratura w Gorzowie Wielkopolskim. Ponownego wyjaśnienia sprawy domagali się niedawno liderzy LPR. - W zawiadomieniu, jakie złożył Roman Giertych, znalazła się nowa okoliczność. Nakaz zatrzymania Tadeusza Rydzyka mógł mieć związek z wnioskiem Radia Maryja o przyznanie częstotliwości. Trzeba to sprawdzić - tłumaczy Janusz Kaczmarek, prokurator krajowy. W 1997 r. szefowa toruńskiej prokuratury w piśmie do ojca Rydzyka pouczyła go o obowiązku stawienia się do prokuratury. Poinformowała też, co mu grozi, jeśli się niestawi. - Wysłałam tylko jedno pismo i zaczęły się nieprawdopodobne groźby pod moim adresem - mówi "Rz" była szefowa prokuratury w Toruniu (nie chce, by podawać jej nazwisko). Odbierała obraźliwe telefony i listy. Policja przyznała jej ochronę. - Najczęściej chciano mi spalić dom albo powiesić - opowiada. Pod prokuraturami w całej Polsce zbierali się zwolennicy Radia Maryja. W Toruniu jedna z kobietkrzyczała: - Na stryczek z nią! Natomiast toruńska prokurator, która wydała wówczas nakaz doprowadzenia Rydzyka, nie chce o tym rozmawiać. - Wykonywałam swoje obowiązki. Ojciec Rydzyk został potraktowany jak zwykły obywatel tego kraju. Skoro nie stawiał się na wezwania, to trzeba było podjąć przewidziane prawem kroki - stwierdziła jedynie. I ona nie chce podać swojego nazwiska, wciąż obawia się gróźb. - Obie kobiety przeszły gehennę - mówią ich koledzy prokuratorzy. O co poszło? W październiku 1996 r. ojciec Rydzyk na antenie nazwał posłów popierających liberalizację ustawy antyaborcyjnej "zbrodniarzami uchwalającymi prawo umożliwiające zabijanie dzieci nienarodzonych" i stwierdził, że "powinno się im ogolić głowy, jak golono kobietom współżyjącym z hitlerowcami w czasie okupacji". Grupa posłów SLD złożyła w prokuraturze zawiadomienie o przestępstwie, uznając, że zostali znieważeni. Prokuratura w Toruniu wszczęła śledztwo w sprawie "lżenia naczelnych organów państwa" i chciała postawić księdzu zarzuty. Ojciec Rydzyk nie odebrał jednak żadnego z czterech wezwań. Prokuratura zdecydowała się wydać nakaz doprowadzeniago przez policję. Nie doszło do tego, bo funkcjonariusze nie zastali go pod żadnym adresem w Toruniu. Działania prokuratury wywołały protesty posłów AWS, UW, ROP i PSL. Po interwencjach minister Hanny Suchockiej, prokuratura wycofała się z decyzji o doprowadzeniu Rydzyka siłą. W sprawie ojca dyrektora zabrał też głos prymas: "Wielebny Ojciec Rydzyk, mimo popularności i poparcia wielkich rzesz, nie może żądać dla siebie przywilejów i stać ponad prawem" - pisał w listopadzie 1997 r. kardynał Józef Glemp w liście do przełożonego zgromadzenia redemptorystów. Ostatecznie ojciec Rydzyk stawił się dobrowolnie w prokuraturze w towarzystwie Jana Łopuszańskiego i Romana Giertycha. Postawiono mu zarzut "znieważenia funkcjonariuszy publicznych" oraz "nawoływania do naruszenia ich nietykalności cielesnej". Półtora miesiąca później śledztwo jednak umorzono, uzasadniając to "znikomą społeczną szkodliwością czynu". Zanim do tego doszło, ponad 100 tysięcy zwolenników Radia Maryja napisało zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa wobec ojca Rydzyka przez toruńskich prokuratorów. Sprawa trafiła do prokuratury w Gdyni, która jednak odmówiła wszczęcia śledztwa.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona