Chcemy pamiętać papieża takim, jaki był, człowieka z krwi i kości, mówiącego trudne słowa i w stu procentach żywego, a nie celuloidową lalkę, która w swoim życiu kroczy od jednego aktu heroizmu do drugiego - napisał na łamach Rzeczpospolitej Szymon Hołownia.
W tekście czytamy m. in.: Czy można jakoś powstrzymać tę rzekę ludzkiego sprytu, która naszą szczerą miłość i pamięć o papieżu próbuje zamknąć w kwotach wyrażanych w euro czy dolarach? Odpowiedź jest prosta - nie można. Ta rzeka będzie płynąć dopóki na Ziemi żyć będą ludzie, w których pamięci Jan Paweł II zapisał się nie tyle jako duchowy przywódca, ile raczej jako ikona masowej kultury. Gwiazdorzy estrady jeszcze przez lata będą się zastanawiać, jaki to trik sprawił, że na spotkania ze starszym polskim księdzem stawiało się, jak na zawołanie, nawet kilka milionów młodych ludzi z całego świata. Nic dziwnego, że taki właśnie papież, charyzmatyczny przywódca tłumów, ów - jak go określono na jednym z internetowych forów - "Jimmy Hendrix Kościoła katolickiego", zdążył się też stać natchnieniem dla twórców blogów, komiksów i koszulek. Oni i im podobni wiedzą dobrze, że każdy współczesny idol musi mieć swoje relikwie. To warunek trwania jego kultu. Idol znika, kończy koncert, wyjeżdża, umiera, ale my wciąż pamiętamy o nim, bo zostają z nami jego buty. To właśnie ludzie o takiej mentalności, ukształtowanej przez współczesną popkulturę, zabijać się będą teraz o jakiś fragment odzieży papieża czy jego długopis, a opisując później historie związanych z papieżem przedmiotów, będą łamali sobie głowy nad fenomenem prostego chłopaka z Wadowic, któremu -podobnie jak swego czasu Elvisowi z Memphis - udało się podbić cały świat. Wymiana poruszeń serca na całkiem materialne ekwiwalenty obserwować jednak da się również wśród ludzi, którzy zdają się dostrzegać subtelną różnicę między Janem Pawłem II a Madonną czy Luciano Pavarottim. Mimo to inwestują renty w okolicznościowe papieskie kolekcje, różańczyki czy gipsowe popiersia. Publicyści są zachwyceni - mają koronny dowód na to, że Polacy zamiast słuchać papieża, wolą go szaleńczo kochać, nazywać jego imieniem kolejne place i szkoły lub popadać w odlewniczy szał, mnożąc mniej lub bardziej szkaradne pomniki. Nie lepiej wydać te pieniądze na stypendia dla biednych dzieci?! No pewnie, że mądrzej i lepiej. Tu do dyskusji powinni się jednak włączyć teologowie. I przestrzec, by fanów żeliwnych odlewów, obrazeczków i figurek nie potępiać w czambuł. Chrześcijanie przez wieki przywykli wszak do tego, by mieć wokół siebie widzialne znaki niewidzialnej rzeczywistości(czymże innym są choćby czczone w kościołach relikwie), a po za tym Pan Bóg czyniąc swych wyznawców ludźmi, a nie aniołami, pozostawił im wolność dokonywania wyborów nieoptymalnych. Piękno i ludzki wymiar Kościoła wyraża się więc również w tym, że 2 kwietnia tego roku, gdy jedni wierni będą myśleli o tym, jak wpłacić pieniądze na poświęcony papieskiej pamięci fundusz stypendialny, inni w tym czasie oddadzą się bez reszty trudnemu dziełu szlifowania granitu czy brązu. Zarówno jednych, jak i drugich Pan Bóg na końcu będzie sądził nie z efektów i ilości uratowanych dusz, a ze szczerych - choćby najbardziej nieporadnie wcielanych w życie - intencji. I umiejętności stawiania czoła duchowym zagrożeniom. A na tej akurat drodze, którą wybrali zwolennicy kultu papieskich relikwii, czai się ich niestety co najmniej kilka. Największą tragedią i zbrodnią na papieskiej pamięci będzie chwila, w której realny obraz Jana Pawła II, którego każdy z nas widział i nosi w sobie, zastąpi wata cukrowa, jaką za jedyne kilkanaście złotych oferują twórcy powstających, jak grzyby po deszczu, filmów o jego życiu. Osobiście już po emisji okrzyczanego jako arcydzieło filmu "Karol. Człowiek, który został papieżem" złożyłem prywatne śluby, że więcej nie obejrzę żadnej tego typu produkcji. Chcę pamiętać papieża takim, jaki był, człowieka z krwi i kości, mówiącego trudne słowa i w stu procentach żywego, a nie celuloidową lalkę, która w swoim życiu kroczy od jednego aktu heroizmu do drugiego, która zajmuje się wyłącznie walką z hitleryzmem, komunizmem i innymi izmami epoki. Ilość tego typu tandetnych, pseudoreligijnych ersatzów będzie niestety rosła w postępie geometrycznym, przynajmniej do dnia papieskiej kanonizacji. Nie możemy się dać porwać prądowi tej wypełnionej pobożnym lukrem rzeki. Czym prędzej łapmy się sterczącej na twardym brzegu żerdzi. (...)
W III kw. br. 24 spółki giełdowe pozostające pod kontrolą Skarbu Państwa zarobiły tylko 7,4 mld zł.
Uroczyste przekazanie odbędzie się w katedrze pw. Świętego Marcina w Spiskiej Kapitule na Słowacji.