Amerykańscy Demokraci sięgnęli w walce z Republikanami po nowy oręż - odwołując się do religii i Boga, próbują podkraść im wyborców przed jesiennymi wyborami do Kongresu - doniósł Dziennik.
- Powinniśmy dostrzec, jak wielką wartością dla Amerykanów jest siła wiary - zaapelował do swoich partyjnych kolegów jedyny czarnoskóry senator w USA demokrata z Illinois Barack Obama. 30 lat temu Demokraci wyprowadzili ze swojej partii Boga, zostawiając wiarę i chodzenie do kościoła niemodnym Republikanom. Dziś jednak Bóg znowu nabiera dla liberałów znaczenia, bo okazuje się, że amerykański wyborca jest teraz nawet bardziej religijny niż kiedyś i że uderzając w religijne tony, można łatwiej dotrzeć do jego serca. Pojęcie „religijna lewica” powoli zadomawia się w amerykańskim słowniku. W ten sposób określa dziś swój światopogląd aż 27 proc. Amerykanów. Jeżeli doda się do tego, że „geferalnie” w Boga wierzy 90 proc. społeczeństwa, to wyraźnie widać, dlaczego walczący o wyborcze głosy Demokraci masowo odzyskują wiarę. Religijny ton przybiera na sile w przemówieniach Hillary Clinton, zaś wspomniany już senator Obama stwierdza, że „partia powinna rozpocząć starania o wsparcie ze strony ewangelików i wszystkich innych uczęszczających do kościoła wyborców”. Według ekspertów apel Obamy to jednak nie tylko polityczna zagrywka pod publiczkę. - Religia odgrywała, i będzie odgrywać kluczową rolę w amerykańskiej polityce. Jesteśmy narodem ludzi wierzących. Senator Obama chce potwierdzić swoją postawą, że w Partii Demokratycznej jest dość miejsca dla ludzi otwarcie mówiących o swej wierze w Boga - mówi w rozmowie z Dziennikiem John Green, profesor nauk politycznych z University of Akron w Ohio. Najbardziej religijny elektorat Partii Demokratycznej to Murzyni, imigranci oraz część pacyfistów, np. kwakrzy. Demokraci chcą teraz zabiegać o tzw. swing voters, czyli liberalnych katolików i umiarkowanych protestantów o chwiejnych preferencjach wyborczych. To właśnie ich głosy dwa lata temu zapewniły prezydentowi George'owi Bushowi drugą kadencję w Białym Domu. - Według naszych badań wyborcy z przedziału swing voters mieli spory żal do Johna Kerry'ego, kandydata Demokratów na prezydenta w ostatnich wyborach, że tak marginalnie potraktował w swojej kampanii kwestię wiary, choć dobrze wiedzieli, iż Kerry jest osobą religijną i ceniącą religijność u innych - tłumaczy profesor Green. Teraz Demokraci najwyraźniej wyciągają wnioski z tej lekcji, a wystawiając na linię frontu jedynego czarnoskórego senatora, próbują przy okazji zwiększyć elektorat wśród Afroamerykanów. O głos czarnych wyborców jak nigdy dotąd walczą dzisiaj również Republikanie, tym zacieklej, im bardziej podupada ich reputacja w związku z przedłużającą się wojną w Iraku czy tzw. aferą podsłuchową. - Na razie wszystko wskazuje na to, że jesienią Demokraci faktycznie mogą przejąć władzę w Kongresie. Margines ich przewagi jest jednak wciąż dość mały i nie mogą sobie pozwolić na żadne straty -mówi profesor Green.
W III kw. br. 24 spółki giełdowe pozostające pod kontrolą Skarbu Państwa zarobiły tylko 7,4 mld zł.
Uroczyste przekazanie odbędzie się w katedrze pw. Świętego Marcina w Spiskiej Kapitule na Słowacji.