Chorwacja bez entuzjazmu wchodzi do borykającej się z kryzysem Unii Europejskiej. Rząd planuje skromne obchody, a zmęczeni recesją i rozczarowani politykami obywatele nie wierzą, by od 1 lipca wiele się zmieniło.
"A co ma być 1 lipca?" - odpowiedział pytaniem starszy pan zagadnięty przez PAP na przystanku tramwajowym w Zagrzebiu. "Wśród ludzi panuje apatia" - przyznała w rozmowie z PAP Visznja Samardżija, szefowa wydziału integracji europejskiej z Instytutu Stosunków Międzynarodowych (IMO) w Zagrzebiu. Najlepiej ilustrują to kwietniowe wybory chorwackich posłów do Parlamentu Europejskiego, w których głosowało zaledwie 21 proc. uprawnionych.
W sondażu sprzed miesiąca wykonanym na zlecenie państwowej telewizji HRT wejście do UE poparło prawie tyle samo Chorwatów, co w referendum unijnym sprzed półtora roku - ok. 66 proc., przeciwnych było 32 proc. "Nie jest to wyraz wielkiego entuzjazmu, ale poparcie jest solidne" - oceniła Samardżija. Jednak teraz frekwencja w referendum byłaby mniejsza, choć w styczniu zeszłego roku nie była wysoka, wyniosła 44 proc. - zauważył Hrvoje Butković, także z IMO.
"Ludzie nie są eurosceptyczni, są ostrożni. Wpływ na ich opinie ma z pewnością kryzys w Europie" - przekonywał PAP 33-letni żupan Matija Posavec, który jako niezależny kandydat zwyciężył w majowych wyborach lokalnych w Medjimurju, najbardziej euroentuzjastycznej żupanii (województwie), graniczącej z Węgrami i Słowenią. "My już żyjemy w Europie, a nie obok niej" - mówi żupan o swoim regionie, który od dawna współpracuje z sąsiadami z państw unijnych i sprawnie wykorzystuje fundusze przedakcesyjne.
Wybory lokalne były papierkiem lakmusowym dla rządzącej centrolewicowej koalicji z socjaldemokratą Zoranem Milanoviciem na czele, która w 2011 r. odsunęła od władzy Chorwacką Wspólnotę Demokratyczną (HDZ), dając nadzieję na uzdrowienie gospodarki i polityki po serii skandali korupcyjnych z udziałem rządzących przez 17 lat konserwatystów. Niecały rok później były premier Ivo Sanader z HDZ usłyszał wyrok 10 lat więzienia za korupcję, wciąż trwają trzy procesy polityków oskarżonych o malwersacje. HDZ powstała jednak z martwych, a popularność Partii Socjaldemokratycznej (SDP) ciągle spada (obecnie ok. 24 proc.). "SDP przejęła kraj w kryzysie, a rząd sobie wyraźnie nie radzi. Ale trudno określić tendencję po wyborach lokalnych" - tłumaczył PAP dziennikarz i politolog Tihomir Ponosz. Żadna ze stron nie dostała takiego poparcia, by ogłosić się zwycięzcą. W ośmiu miastach wrócili politycy HDZ, SDP zyskała sześć nowych, w kilku wygrali kandydaci niezależni, prestiżową porażką dla socjaldemokratów była utrata Zagrzebia.
Choć według Ponosza rząd - w dużym stopniu pod naciskiem UE - naprawdę próbuje walczyć z korupcją i wprowadzać transparentne procedury w administracji, wielu Chorwatów to nie przekonuje. "Może uwierzyłbym w zmiany po 1 lipca, gdyby Unia mogła wymienić naszych polityków na nowych, fachowych i uczciwych" - wyznał PAP zagrzebski taksówkarz Ivo Jurić.
"Wszyscy politycy są tacy sami, tylko tamci okradali kraj, a ci okradają naród" - perorował kelner Nikola Lira, wyliczając podwyżki, jakie wprowadził rząd Milanovicia w ramach uzdrawiania finansów państwowych. Zapewne nie będą one ostatnie - mimo rekordowych podwyżek cen gazu i prądu i tak pozostają one najniższe w UE. "Zarabiam 1000 euro, z tego 900 idzie na czynsz i opłaty, ceny wciąż rosną. Jak żyć? Mam na utrzymaniu żonę i dwoje dzieci, nie dalibyśmy rady, gdyby nie pomoc rodziny" - opowiadał kelner. Jest przekonany, że wejście do UE nie sprawi, że życie stanie się łatwiejsze.
Jedna trzecia Chorwatów uważa, że po 1 lipca nic się nie zmieni (33 proc.), jednak drugie tyle (35 proc.) spodziewa się zmian na lepsze.
Ankietowani przez socjologów wymieniają przede wszystkim lepsze możliwości kształcenia i perspektywy dla młodzieży w UE, co jest ważne w społeczeństwie, gdzie 40 proc. bezrobotnych stanowią ludzie młodzi. Oczekują też, że Unia doprowadzi do większego poszanowania prawa w kraju i umocnienia demokracji, liczą na większe możliwości zatrudnienia w państwach unijnych. Obawy mają podobne jak w innych krajach: strach przed masową emigracją młodzieży, drenażem mózgów, zalaniem rynku zagranicznymi towarami, utratą suwerenności, wykupywaniem wybrzeża Adriatyku przez obcokrajowców i napływem cudzoziemców. Najmniej liczą na podwyższenie stopy życiowej i raczej nie przewidują wzrostu bezrobocia, które i tak przekracza 21 proc.
"Te oczekiwania pokazują realny, nieprzesadny optymizm" - uważa Visznja Samardżija. Zgadza się, że na postawy Chorwatów wpływa kryzys w eurostrefie. "Ludzie są świadomi sytuacji w UE, gdzie teraz nie kwitną róże, ale my sami też jesteśmy w ciężkiej sytuacji ekonomicznej. Nie mamy alternatywy ani możliwości, żeby to teraz roztrząsać" - powiedziała PAP. Według niej kryzys eurostrefy nie jest problemem o trwałym charakterze, Unia już nieraz wychodziła z kryzysu, a budowane obecnie mocne mechanizmy UE przyczynią się do przezwyciężenia obecnego i pomogą Chorwacji w przyszłości.
Dziennik "Novi list" uważa jednak, że nadzieja, iż członkostwo w UE oznacza prosperity "to nic innego niż wielka iluzja"; napisał o tym w artykule zatytułowanym "Dlaczego Chorwaci się nie cieszą". I rzeczywiście niewielu Chorwatów widzi powód do świętowania - zaledwie 7 proc. według badania Ipsos Puls; natomiast 42 proc. uważa, że niepotrzebne są żadne uroczystości. Dlatego rząd planuje skromne obchody "odpowiadające sytuacji ekonomicznej kraju" - jak wyjaśnił szef komitetu organizacyjnego Tomislav Saucza. Na uroczystości przeznaczono 5,2 mln kun (3 mln zł). Niewielkie Medjimurje, które nie dostanie z tego nic, samo organizuje obchody - dzięki sponsorom, także zagranicznym, za 100 tys. kun zaplanowało aż 60 imprez.
Sugerował, że obecna administracja może doprowadzić do wojny jądrowej.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.
Caritas rozpoczęła zbiórkę na remont Ośrodka dla osób w kryzysie bezdomności w Poznaniu.