Stan wojenny był moralnym złem, okoliczności jego wprowadzenia wciąż nie są wyjaśnione, a jego autorzy do dziś nie zostali rozliczeni, Kościół w tym okresie stanął po stronie społeczeństwa - takie są wnioski z sondy, jaką z okazji 25. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego przeprowadziła wśród polskich biskupów Katolicka Agencja Informacyjna.
Pytany o rolę Kościoła w tym dramatycznym dla kraju momencie, hierarcha odparł: "Kościół przez cały okres powojenny był głównym celem ataków panującego wówczas systemu terroryzmu państwowego, a w czasie stanu wojennego nie było żadnego innego miejsca poza Kościołem, gdzie ludzie mogliby znaleźć choćby odrobinę wolności. Bp-senior Alojzy Orszulik: Stan wojenny był obroną bezbożnego socjalizmu i interesów Związku Radzieckiego, ponieważ Polska była objęta strefą wpływów ZSRR. W pełni będą mogli go ocenić historycy dopiero po odnalezieniu wszystkich akt w kraju i w Moskwie. Kościół w stanie wojennym jak zwykle stanął po stronie społeczeństwa, po stronie uciśnionych, skrzywdzonych i uwięzionych. Upominał się o ich prawa w sposób czynny. Jednocześnie Kościołowi zależało na zapobieżeniu rozlewowi krwi. Apelował o to Prymas Polski kard. Józef Glemp już w dniu wprowadzenia stanu wojennego, w czasie kazania w kościele jezuitów pw. Matki Bożej Łaskawej w Warszawie. Jako członek Komisji Wspólnej rządu i Episkopatu wiedziałem przed 13 grudnia, że wyżsi funkcjonariusze partyjni otrzymali broń. Łatwo mogli tej broni użyć w przypadku oporu. Z drugiej strony władze wiedziały, że pojmą działaczy Solidarności jak baranki, gdyż ci mieli tylko mocne słowa. Na te mocne słowa WRON (Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego) zareagował bronią. Bp Tadeusz Pieronek: Nikt z tych, którzy byli ofiarami stanu wojennego nie widział tego inaczej, niż nieuzasadnione i niepotrzebne sięgnięcie po broń przeciwko własnemu społeczeństwu. Ta sprawa nigdy nie będzie ani rozliczona, ani zamknięta, bo należy do takich przypadków, w których dojście do wszystkich racji z jednej i z drugiej strony - a może było ich jeszcze więcej - po prostu nie jest możliwe. Historia ma takie momenty, które są właściwie nierozliczalne, a nawet do końca niezrozumiałe. Były dwie, albo i więcej opcji, które się broniły - jedna przed zmianami, druga - przed kontynuacją tego porządku, który istniał. Sądzę, że postawa Kościoła w tym czasie była dobra. Z jednej strony było to nawoływanie do spokoju, do unikania gwałtownych posunięć, które groziłyby przelewem krwi. Zwolennikiem tego był przede wszystkim Prymas Polski Józef Glemp, ale myślę, że cały episkopat był w tej sprawie za nim. A po drugie, była to systematyczna, cierpliwa pomoc udzielana pokrzywdzonym, w różnych formach. Odwiedzało się tych, którzy byli internowani, pomagało się im materialnie, organizowało pomoc, wspierało wewnętrznie, duchowo, religijnie. Biskup koszalińsko-kołobrzeski Kazimierz Nycz: Przestrzegałbym i siebie i innych przed robieniem z obchodów stanu wojennego święta, czy celebracji. Obchody powinny przypominać, jak trudny, bolesny i tragiczny był to czas dla Polski. Jeśli chodzi o podejście do stanu wojennego bardzo istotny jest wymiar edukacyjny wobec pokolenia, które dorastało w latach 80 czy 90. Znać i świadomie ocenić to wydarzenie może ktoś, kto wówczas miał przynajmniej 20 lat, teraz więc ma już lat 45 i więcej. Historykom zostawiam sprawę oceny ostatecznej - czy to było mniejsze zło, czy to był zamach na własny naród. Stan wojenny nie jest wciąż sprawą zamkniętą i rozliczoną, gdyż wiele jeszcze materiałów nie zostało ujawnionych, zwłaszcza tych, które znajdują się w archiwach radzieckich. W związku z brakiem dostatecznej wiedzy trudno też dokonywać ostatecznej oceny moralnej tego wydarzenia. A jednak w świetle faktów już znanych można ubolewać nad tym, że wojsko użyte zostało przeciwko narodowi, któremu miało służyć, a także, że zdławiono coś, co rodziło się za sprawą "Solidarności" oraz za sprawą pierwszej pielgrzymki do ojczyzny papieża Jana Pawła II. Stan wojenny był - podobnie jak konfederacja targowicka wobec Konstytucji 3 Maja - zatrzymaniem pewnych procesów. Trzeba to było potem nadrabiać. W tym czasie, tym trudniejszym, że zaledwie w pół roku po śmierci Prymasa Tysiąclecia kard. Stefana Wyszyńskiego, wielką rolę odegrał w Polsce Kościół. Rozpoczął ogromną pomoc dla internowanych i dla ich rodzin - pomoc materialną i duchową. Wtedy też zaczęła się ta wielka praca charytatywna, która trwała przez całe lata 80, z udziałem Caritas Kościoła niemieckiego i innych Kościołów zachodnich. Pomoc ta docierała za pośrednictwem Kościoła do Polaków, choć brakowało jeszcze nawet odpowiednich struktur w postaci Caritas.
W starożytnym mieście Ptolemais na wybrzeżu Morza Śródziemnego.
W walkę z żywiołem z ziemi i powietrza było zaangażowanych setki strażaków.
Wstrząsy o sile 5,8 w skali Richtera w północno wschodniej części kraju.
Policja przystąpiła do oględzin wyciągniętej z morza kotwicy.
Ogień strawił tysiące budynków na obszarze ok. 120 km kw., czyli powierzchni równej San Francisco.