W obozie dla uchodźców w Kenii zmarła Ugandyjka Alice Auma, znana pod pseudonimem "Lakwena", czyli Orędowniczka, której rzekome widzenia zapoczątkowały wieloletnią krwawą wojnę domową na północy Ugandy.
Pod koniec 1986 r. założyła ona tzw. Ruch Ducha Świętego, którym ponad rok dowodziła. Później jej dzieło przejął jej domniemany kuzyn Joseph Kony, tworząc Armię Oporu Pana, która w ciągu prawie 20 lat ogromnie wykrwawiła północną część kraju. Alice Lakwena, znana też m.in. jako Prorokini, Kapłanka i Czarownica z Północy, uważała się za "medium", które potrafiło się komunikować z duchami. To one rzekomo kierowały nią w czasie walk, jakie toczyła na czele swych oddziałów z siłami rządowymi. Po raz pierwszy widzeń miała doznać pod koniec 1986 r. Wkrótce potem powołała do życia wspomniany Ruch Ducha Świętego, który rozpoczął jedną z najkrwawszych i najbardziej długotrwałych wojen domowych nie tylko w Ugandzie, ale na całym Czarnym Lądzie. Włoski misjonarz, kombonianin o. Tarcisio Pazzaglia, który większą część swego życia spędził w tym regionie, powiedział włoskiej agencji misyjnej MISNA, że "Lakwena" była przekonana, iż prowadzi ją Duch Święty, a bezpośrednim bodźcem do działań był dla niej biblijny Gedeon. Księga Sędziów mówi o nim, że na rozkaz Pana zebrał 300-osobowy oddział i na jego czele pokonał znacznie liczniejszych Madianitów. Lakwena również zgromadziła wokół siebie 300 mężczyzn, wymagając od nich, aby byli "czyści", tzn. że nie popełnili żadnych zbrodni, i licząc, że w ten sposób wygra każdą bitwę. Początkowo samozwańcza wizjonerka rzeczywiście odniosła kilka zwycięstw, co pozwoliło jej w krótkim czasie zwiększyć liczebność oddziałów do ponad 10 tys. ludzi. Pod koniec 1987 r. na przedpolach miasta Jinja, u zbiegu Nilu i jeziora Wiktoria, ok. 60 km na północy wschód od Kampali - stolicy kraju, siły "Prorokini" stoczyły krwawą bitwę z tzw. Wojskiem Oporu Narodowego Joweri Museveniego, obecnego prezydenta Ugandy. Poniósłszy wielkie straty i widząc nieuchronną porażkę swych wojowników "Lakwena" uciekła z pola bitwy i schroniła się nierozpoznana w obozie dla uchodźców Dadaab w Kenii, pozostając tam do końca życia. Początkowo rozbite oddziały próbował zjednoczyć na nowo jej ojciec, ale szybko przejął to zadanie jej rzekomy krewny Joseph Kony, który również uważał, że kieruje nim Duch Święty. Zorganizowana przezeń Armia Oporu Pana, wspierana przez reżym fundamentalistów islamskich z Sudanu, rozpętała w północnej Ugandzie prawdziwą wojnę, która w ciągu prawie 20 lat pochłonęła ponad 200 tys. zabitych oraz półtora miliona uchodźców i bezdomnych, a także spowodowała ogromne spustoszenia i straty materialne. W ub.r. w wyniku rozmów pokojowych prowadzonych przez wysłanników Kony'ego i rządu centralnego w Dżubie na południu Sudanu, udało się doprowadzić do zawieszenia broni w tym regionie. Wiadomość o zgonie "Lakweny" dotarła do wszystkich zakątków Ugadny, budząc - zwłaszcza na północy - dodatkowe nadzieje na przywrócenie trwałego pokoju. Zdaniem o. Pazzaglii, ostatnio wyraźnie spadło w tym regionie zagrożenie przemocą, choć ludzie nadal boją się na dłużej opuszczać obozy dla uchodźców, w których - mimo trudnych warunków życia - jest przynajmniej bezpiecznie i mają zapewnioną pomoc żywnościową.
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.