Reklama

Kto kardynałowi Gulbinowiczowi spalił samochód?

O próbach inwigilacji, metodach stosowanych przez komunistyczną bezpiekę i ich daremności z księdzem kardynałem Henrykiem Gulbinowiczem, emerytowanym metropolitą wrocławskim rozmawiał Nasz Dziennik.

Reklama

Zawsze trzeba stawać w obronie człowieka, na miarę naszych możliwości pomagać mu, podtrzymywać w nim to, co jest słuszne. Najbardziej bałem się, że jeśli ktoś za mocno szarżuje, to naraża się sam lub drugiego człowieka. Byłem jak kot na rozpalonej płycie. Bardzo delikatnie próbowałem wyczuć sytuację. Prosiłem ludzi o modlitwę, o moce duchowe do prawidłowego odczytywania całej tej rzeczywistości. Nigdy nie podchodziłem do człowieka z uprzedzeniem, że ten jest dobry, a ów zły. Dlatego na spotkaniach z władzami stawiałem postulaty tak, jak je rozumieli ludzie. A oni argumentowali na przykład, że jeśli na naszym osiedlu są szkoły, sklepy, apteka, to dlaczego nie ma kościoła?! - Jak wyglądały takie spotkania z władzami? - Z ich strony w spotkaniach uczestniczyło zawsze pięć osób. Byli wśród nich m.in. I sekretarz PZPR, wojewoda i dyrektor wydziału do spraw wyznań. Podczas jednej z takich rozmów zamierzałem najpierw poruszyć jedynie sprawę budowy świątyni Matki Bożej Królowej Pokoju, ale zapytałem również moich rozmówców, co zamierzają robić z "kombatantami socjalizmu". Pierwszy sekretarz zareagował na to dosyć impulsywnie, mówiąc, że w Polsce nie ma takich ludzi. "We Wrocławiu są, ja mam ich listę" - odpowiedziałem. "Przy ul. Lotniczej stoi barak, w którym kiedyś był hotel robotniczy. Przekażcie nam ten obiekt, my go wyremontujemy i zapewnimy dach nad głową dla ponad 40 osób bezdomnych. Chcemy działać zgodnie z pozwoleniem". I dali. Tak właśnie powstało pierwsze w Polsce schronisko Towarzystwa im. Brata Alberta. Na używanie słowa "świętego" władze się jednak nie zgodziły... - Z dokumentów, którymi dysponuje Instytut Pamięci Narodowej, wynika, że przez kilkadziesiąt lat prowadzono wobec Księdza Kardynała działania inwigilacyjne oraz czynności mające skłonić Eminencję do tzw. dialogu operacyjnego z SB. Na Księdza Kardynała miało donosić 40 agentów z różnych środowisk. Czy był Eminencja świadom tego, że jest przez nich nękany? - Ja tego nie mogę ani potwierdzić, ani też temu zaprzeczyć, gdyż każdy konfident działał po cichu. Naprzeciwko mojej rezydencji mieszkała na przykład kobieta, która fotografowała wszystkich przychodzących. Ale czy ona była ubekiem? W czasie stanu wojennego spacerowałem w naszym ogrodzie znajdującym się przy rezydencji i zastałem w nim mężczyznę, który dostał się tutaj przez mur. Chciał zapewne przekonać się, czy w rezydencji znaleźli schronienie działacze "Solidarności". Akurat wtedy już ich tutaj nie było. Z kolei inny pan poinformował mnie, że również ze względu na rzekome przechowywanie tutaj ludzi "Solidarności" UB postanowiło spalić rezydencję, wykorzystując do tego celu napalm. Zawiesiłem wtedy głos, długo patrzyłem na krzyż i powiedziałem mu: "Niech pan wróci do swojego mocodawcy i powie: niech palą. Szkoda mi tylko obrazów pochodzących z Muzeum Archidiecezjalnego. Proszę także dodać, że gdyby nie aresztowano Prymasa Wyszyńskiego, to nikt by o tym synu organisty nie wiedział. A jak to uczyniono, to cały świat modlił się za niego, czynili to nawet żydzi w swoich synagogach. Wie pan, jak rozejdzie się po świecie, że spalono rezydencję metropolity wrocławskiego, to jaki ja będę sławny?". On był bardzo zdziwiony, że tak ująłem wiadomość UB skierowaną z "życzliwości".

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
3°C Poniedziałek
noc
2°C Poniedziałek
rano
3°C Poniedziałek
dzień
3°C Poniedziałek
wieczór
wiecej »

Reklama