Młodzieżowy program narodowego pojednania prowadzi Kościół w Timorze Wschodnim. Ma się on przyczynić do złagodzenia tarć między ludnością jego wschodniej i zachodniej części.
Do aktów przemocy doszło w kwietniu 2006 r. Rozwiązano wówczas jedną trzecią armii Timoru Wschodniego. Zwolniono żołnierzy pochodzących z zachodniej części kraju. Mieszkańcy jego części wschodniej uważają, że w latach 80. i 90. zeszłego stulecia stanowili trzon oporu przeciwko Indonezyjczykom w zmaganiach o niepodległość. Zamieszki w 2006 r. spowodowały śmierć co najmniej 20 osób. 100 tys. mieszkańców znalazło się w obozach dla uchodźców, urządzonych często przy kościołach i ośrodkach katolickich. 64.367 z nich nadal pozostaje w 44 obozach. Niektórzy nie mogą powrócić do swych domów, bo zostały one spalone. Z 1 mln ludności kraju katolicy stanowią 96 proc. Są tam 2 diecezje: Dili i Baucau. W ramach rozłożonego na rok programu, młodzież ze wschodu i zachodu odwiedza się wzajemnie, prowadzi wymianę doświadczeń i prosi o przebaczenie niechęci, jakie żywią jedni przeciw drugim. Jego realizację rozpoczęto w styczniu. Kilkukrotnie 200-osobowa grupa młodzieży z diecezji Dili, położonej na zachodzie kraju, udała się z wizytą do rówieśników w diecezji Baucau. Każdej grupie towarzyszyli księża, klerycy i siostry zakonne. W kwietniu młodzież z diecezji Baucau, której stolica leży ok. 100 km na wschód od Dili, odwiedziła tamtejszych młodych diecezjan. Dyrektor wykonawczy forum organizacji pozarządowych Timoru Wschodniego, Maria Angelina Lopes Sarmento, wyraziła uznanie Kościołowi za działanie na rzecz pojednania. Podkreśliła jednak, że sprawcy aktów przemocy, zwłaszcza zabójstw, winni stanąć przed sądem i ponieść odpowiedzialność za popełnione czyny.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.