Rozumiem twardą postawę i szybką reakcję biskupów w sprawie wycofania przez nowego ministra edukacji rozporządzenia swego poprzednika. Kościół musi dbać o swoje interesy, a wychowanie katolickie jest dla niego fundamentem - napisała w Dzienniku Katarzyna Kolenda-Zaleska.
Lekcja religii - przynajmniej w szkole Przymierza Rodzin - nie jest lekcją pobożności. Przez sześć lat nauki nikt nie zapytał mojej córki, czy była w niedzielę na mszy. Owszem, dzieci uczą się modlitw, czyta się Pismo Święte, ale nikt nie stawia oceny za to, czy uczeń był w kościele, u spowiedzi i czy pościł w piątek. To są lekcje przekazujące podstawy wiary katolickiej. A w naszej kulturze i w naszym kręgu cywilizacji chrześcijańskiej każdy człowiek powinien takie podstawy znać. To jest normalna wiedza zawarta w normalnych podręcznikach. Właśnie dzięki temu, że mam doświadczenie z prawdziwie katolickiej szkoły, z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że szkołom publicznym daleko do wyznaniowości - w żadnym budynku szkolnym nie odprawia się przecież mszy na początek i koniec roku szkolnego. Dzieci z publicznej szkoły, o ile chcą, przychodzą na taką mszę do kościoła - u nas odbywa się ona w sali gimnastycznej. Ponadto w szkole mojej córki nie ma normalnych lekcji w czasie rekolekcji wielkopostnych lub adwentowych, a raz w roku na rowerach dzieci jadą na pielgrzymkę do pobliskiego Powsina. W szkole świeckiej byłoby to przecież niemożliwe. W moim przekonaniu to do szkoły i jej nauczycieli należy rozwiązanie problemu religii tak, by żaden uczeń - wierzący czy nie - nie czuł się dyskryminowany. Na czas lekcji religii dzieci niewierzące powinny mieć zapewnione zajęcia, dzięki którym nie czułyby się marginalizowane. A może ustawowo powinno zostać zapisane, że lekcje religii odbywają się na początku lub na końcu zajęć - tak, by dzieci nieuczestniczące nie musiały marnować czasu w środku dnia? Jednak upieram się przy tym, że skoro już istnieje taki przedmiot jak religia, to ocena z niego powinna mieć swoje miejsce na świadectwie, tak samo jak wpisuje się tam udział w olimpiadzie czy zwycięstwo w dzielnicowym turnieju piłki nożnej. Rozumiem twardą postawę i szybką reakcję biskupów w tej sprawie. Kościół musi dbać o swoje interesy, a wychowanie katolickie jest dla niego fundamentem. Wobec jednomyślności hierarchów w kwestii ocen z religii Jarosław Kaczyński nie mógł więc pozostać obojętny - stawia czoła już zbyt wielu konfliktom, by mógł sobie pozwolić na otwarcie kolejnego frontu. Przyznam jednak, że dla mnie głos Kościoła byłby bardziej przekonujący, gdyby biskupi już wcześniej okazali podobną jednomyślność i dbałość o pryncypia, choćby w sprawie Radia Maryja.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.