Kościół ma służyć wszystkim

Brak komentarzy: 0

Nasz Dziennik/a.

publikacja 24.09.2007 06:29

O sytuacji Kościoła katolickiego na dzisiejszej Ukrainie mówi w rozmowie z Naszym Dziennikiem ordynariusz diecezji łuckiej bp Marcjan Trofimiak.

- Zadaniem Kościoła jest przede wszystkim głoszenie Ewangelii. W Piśmie Świętym czytamy: "...wy dajcie im jeść". Może nie jesteśmy w stanie spełnić wszystkich potrzeb naszych wiernych, ale staramy się z całej mocy. Kiedy w 1989 r. zaczynaliśmy rejestrować nowe parafie, odzyskiwać kościoły, przyjmowano nas z dystansem, lękiem, a nawet ze strachem. Błędnie obawiano się, zresztą jest to wciąż żywe, że zmierzamy do polonizacji Ukrainy. Kiedy zaczęliśmy już istnieć np. w Łucku, na początku pojawiło się szereg bardzo niesmacznych artykułów. Kiedy przyjechał do nas ks. kard. Marian Jaworski, w prasie zamieszczono artykuł w stylu sowieckiej, ateistycznej propagandy pt. "Przyszedł, aby niszczyć". Także mój ingres do katedry w Łucku 16 maja 1998 r. wywołał sporo kontrowersji. Z czasem ten negatywny wizerunek Kościoła katolickiego w oczach władz świeckich i wiernych prawosławnych powoli ulegał zmianie. Oprócz typowo religijnej misji Kościoła zauważyli wielką działalność charytatywną. Staramy się pomagać wszystkim niezależnie od wyznania czy narodowości. Ta pomoc dociera m.in. do szpitali, sierocińców, do przytułków dla osób starszych, ale także do osób samotnych. Słowem - wszędzie tam, gdzie są potrzeby. Mimo skromnych możliwości Caritas naszej diecezji działa prężnie i jest to pomoc ceniona, także przez władze świeckie. - Ekscelencjo, kto wspiera Kościół łaciński na Ukrainie? Czy za moralnym wsparciem idzie też pomoc materialna? - Jesteśmy niezmiernie wdzięczni Episkopatowi w Polsce, który od samego początku pozwolił polskim kapłanom wyjechać do pracy na Ukrainie. Nie jest proste wysłać z diecezji pięciu czy nawet dziesięciu księży, ale polscy biskupi zawsze dawali "zielone światło" tym, którzy czuli w sobie pragnienie misji. Bez pomocy kapłanów z Polski absolutnie nie byłoby możliwe odrodzenie Kościoła na Ukrainie w takim stopniu i w takim tempie, jak się to dokonało. Naszych księży wciąż jest mało, czas seminaryjnej formacji jest długi, trwa siedem lat, ale świadomie nie skracamy tego okresu. Kleryk musi przejść odpowiednią formację intelektualną i duchową, by dobrze wypełnić swą przyszłą kapłańską misję, a do tego potrzebny jest czas. Również księgi liturgiczne, mszały, rytuały, śpiewniki, katechizmy, Pismo Święte, naczynia liturgiczne: kielichy, puszki, ornaty, alby, świece, obrusy, i wszystko, co potrzebne jest do pracy duszpasterskiej, otrzymaliśmy w darze z Polski. Dzięki temu wyposażyliśmy wszystkie nasze kościoły. Dziękujemy także za pomoc finansową. Na przykład w drugą niedzielę Adwentu w świątyniach w Polsce organizowana jest zbiórka dla Kościołów w postsowieckich krajach, m.in. Rosji, Kazachstanie, Białorusi, z której ofiary wiernych trafiają także do nas. - Jakimi wartościami żyją dzisiaj ludzie na Ukrainie? - Społeczność katolicka na Ukrainie przez wiele lat była wyzuta ze wszystkich wartości i teraz przywrócić czy odbudować właściwą hierarchię u poszczególnych osób nie jest łatwo. W przeciwieństwie do Ukrainy, w Polsce - mimo różnic politycznych czy wewnętrznych podziałów - przychodzą momenty, w których ludzie się jednoczą wokół jakichś idei, kiedy Polacy naprawdę czują się Polakami. Natomiast Ukraina jest ogromnie zróżnicowana i o ile zachód tego kraju ma poczucie tożsamości narodowej, zachował kulturę, język, to tego samego nie można powiedzieć o wschodzie. Centralna część mówi jeszcze jako tako po ukraińsku, ale wschód posługuje się językiem rosyjskim i grawituje w kierunku Rosji. Dlatego pojęcie, że są oni nadal Ukraińcami, jest bardzo dalekie i luźne. Stąd trudno mówić, że naród ten ma poczucie swojej tożsamości.