Kościół ma służyć wszystkim

Brak komentarzy: 0

Nasz Dziennik/a.

publikacja 24.09.2007 06:29

O sytuacji Kościoła katolickiego na dzisiejszej Ukrainie mówi w rozmowie z Naszym Dziennikiem ordynariusz diecezji łuckiej bp Marcjan Trofimiak.

- Czy to zróżnicowanie dotyczy także wymiaru religijnego? - W Polsce jest potężny Kościół katolicki, który nie niszczy i nie ogranicza innych religii, z szacunkiem odnosząc się do wszystkich. Na Ukrainie nie ma dominującego Kościoła, a prawosławny podzielony na trzy odłamy sam siebie osłabia. Jako katolicy, owszem, jesteśmy bardziej zmobilizowani, bardziej zdyscyplinowani, ale jest nas zdecydowanie mniej, nawet biorąc pod uwagę Kościół greckokatolicki i łaciński razem. Można też powiedzieć, że obecnie na Ukrainie coraz bardziej rozwijają się kościoły nurtu protestanckiego - baptyści, zielonoświątkowcy czy adwentyści. - Z czego to wynika? - Z jednej strony, my, Słowianie, mamy niejako genetycznie wrodzoną potrzebę wiary, chcemy wierzyć i ta potrzeba wypływa z naszego wnętrza. Z drugiej - towarzyszy nam niewyobrażalna ignorancja religijna, co stwarza grunt dla rozwoju rozmaitych nurtów religijnych, a nawet dziwacznych sekt, których ciągle przybywa. To świadczy o tym, że człowiek czegoś poszukuje, ale nie zawsze tam, gdzie trzeba, i na właściwej drodze. Stanowczość i zasadnicza postawa z jednej strony oraz stosunek do innych z drugiej sprawiają, że jako katolicy jesteśmy raczej szanowani. - Czy rozwój Kościoła katolickiego budzi reakcje ze strony prawosławnych? - Często braciom prawosławnym, biskupom, przy całym do nich szacunku, powtarzam, że jeżeli nie będą uczyć i systematycznie katechizować, to w perspektywie ich Kościół nie będzie miał przyszłości. Zamknąć się w rytualizmie to za mało. Wiernym potrzeba pełnej świadomości, w co wierzą, jak wierzą i dlaczego. Prawosławie wymaga też reformy liturgicznej. Dawniej wiernym nie przeszkadzało, że ksiądz zamykał się na czas konsekracji za carskimi wrotami, natomiast dzisiaj ludzie chcą widzieć, słyszeć, rozumieć i brać czynny udział w Liturgii. Msza Święta nie jest bowiem spektaklem tylko z udziałem aktorów, jest misterium, w które mają być włączeni wszyscy, każdy w swoim zakresie. Prawosławni kochają tradycję, którą w dużej mierze udało im się uratować, ale z drugiej strony hermetyczne zamknięcie się na reformy i ograniczenie do rytualizmu może niestety zacząć działać na szkodę tego Kościoła. Liturgia bizantyjska jest długa, potrzeba więc ożywczego ducha, jakim dla nas był Sobór Watykański II. - Kościół łaciński na Ukrainie kojarzy się z Polakami. Czy obywatele ukraińscy narodowości polskiej czują się równoprawnymi obywatelami tego państwa, czy nie są dyskryminowani? - Dyskryminacja to może zbyt ostre słowo. Tego raczej nie ma, a jeżeli już jest, to jako zjawisko marginalne. Owszem, bywają kłopoty, co mogliśmy obserwować chociażby przy okazji otwarcia cmentarza Orląt we Lwowie. Tam, gdzie ocalały świątynie, tam też zachował się język polski, który dawniej można było usłyszeć tylko w kościele. Również telewizja daje ogromne pole manewru i - mówiąc może trochę żartobliwie - język polski ocalał tam, dokąd sięgał przekaz programów w języku polskim, a więc w pasie przygranicznym, np. w Mościskach. Dalej było już trochę trudniej. Obecnie telewizja satelitarna nie tworzy już takich ograniczeń. Natomiast Kościół jak odprawiał, tak nadal odprawia Msze Święte po polsku, jednak powoli wprowadzamy język ukraiński, ponieważ przybywa wiernych, którzy języka polskiego nie znają na tyle, by świadomie uczestniczyć w Liturgii. Jest to też wymóg czasu. Kościół musi mówić językiem zrozumiałym dla narodu, w którym funkcjonuje. Na przykład na wschodzie Ukrainy, w Odessie czy Charkowie, nabożeństwa odprawiane są po rosyjsku, w Kijowie dodatkowo w języku angielskim, francuskim, a czasem po włosku. Wszystko zależy od potrzeb.