O sytuacji Kościoła katolickiego na dzisiejszej Ukrainie mówi w rozmowie z Naszym Dziennikiem ordynariusz diecezji łuckiej bp Marcjan Trofimiak.
Z wiceprzewodniczącym Konferencji Episkopatu Ukrainy, ordynariuszem diecezji łuckiej biskupem Marcjanem Trofimiakiem rozmawia Mariusz Kamieniecki - Księże Biskupie, jakie były początki Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie po przemianach ustrojowych w tym kraju? - Niewiele lat upłynęło od momentu odzyskania przez Ukrainę niepodległości, a to dla historii krótki okres, jednak zmiany są ogromne. Po wojnie Kościół rzymskokatolicki na Ukrainie praktycznie przestał istnieć. W zachodniej części ocalało zaledwie trzynaście parafii-kościołów w sześciu województwach: lwowskim, tarnopolskim, stanisławowskim, czerniowieckim, wołyńskim i rowieńskim, gdzie pracowało tylko ośmiu kapłanów. Podobnie było za Zbruczem w centralnej Ukrainie, natomiast na wschodzie nie było żadnej parafii. Nieco lepsza sytuacja panowała na Zakarpaciu - tam ocalało ok. 40 świątyń. W całej Ukrainie nie było ani jednego biskupa, żadnego seminarium duchownego. Mnie i dwóm moim kolegom jako pierwszym po wojnie udało się ukończyć studia teologiczne w Rydze w 1974 roku. Z czasem władze były już mniej rygorystyczne i do seminarium przyjmowano także kandydatów z terenu Ukrainy. Seminarium w Rydze rozbudowano i otworzono dla wszystkich, m.in. dla kleryków z Białorusi. Warto dodać, że w tym trudnym czasie dla Kościoła to właśnie Łotwa ratowała ukraińskie powołania, dając możliwość kształcenia i formacji duchowej. - Jakie oblicze ma współczesny Kościół rzymskokatolicki w tym kraju? - Obecnie trwa proces odradzania się Kościoła i sytuacja jest zupełnie inna. Liczba parafii zbliża się do tysiąca, jest ok. 500 kapłanów, w większości z Polski, ale coraz liczniejsza jest także grupa miejscowych duchownych. Mniej więcej tyle samo jest sióstr zakonnych. Funkcjonują trzy seminaria duchowne: w Brzuchowicach k. Lwowa, w Gródku na Podolu i Worzelu k. Kijowa. Powoli zaczyna się stabilizować życie religijne wiernych. Inaczej jest na obszarze dawnej Galicji, gdzie kultywowane są tradycje, a inaczej na Wołyniu, gdzie ja obecnie sprawuję posługę. Tam nie było żadnego kościoła i bardzo nieliczna grupa wiernych. Podobnie na wschodzie kraju, gdzie nie zachowały się żadne tradycje i od podstaw trzeba budować wiarę w ludziach. Wcześniej staraliśmy się pozyskać jak najwięcej kościołów i to, co odzyskaliśmy, stanowi niejako naszą bazę. Zresztą to było wszystko, co w owym czasie mogliśmy zrobić. Była to niejako praca wszerz, natomiast teraz pracujemy w głąb. Tworzą się nowe parafie, wspólnoty, coraz więcej ludzi modli się w kościołach. Cieszy też stale rosnąca liczba powołań. Pamiętajmy jednak, że jest to kraj diametralnie różny od Polski, gdzie panują zupełnie inne realia. Na wielu sprawach zaważyła też tragedia wołyńska z 1943 r., której skutki wciąż odczuwamy. Mimo to jest lepiej, Kościół się rozrasta i jest coraz bardziej obecny w życiu społeczeństwa. - Wspólnota wiernych ma swoje potrzeby. W jaki sposób Kościół wychodzi im naprzeciw?
"Niech Bóg ma litość dla nas. Niech oświeci sumienia sprawujących władzę".
Siostry ze Wspólnoty Dzieci Łaski Bożej zapraszają na tygodniową kontemplację oblicza Matki Bożej.
Donald Trump przyjął nominację Partii Republikańskiej na urząd głowy państwa
Szlachetna Paczka potrzebuje ponad 10 tys. wolontariuszy do przeprowadzenia akcji w całej Polsce.