Dwie osoby wyrzucono z pracy "w związku z przykrością, jaka spotkała prymasa Józefa Glempa" na lotnisku w Szczecinie. Sęk w tym, że zwolniony kontroler przeszukał hierarchę zgodnie z procedurami, a sam przeszukany nie ma do nikogo pretensji - napisała Gazeta Wyborcza.
W poniedziałek zarząd Portu Lotniczego Szczecin-Goleniów im. "Solidarności" przesłał na ręce prymasa Polski przeprosiny za niewłaściwe zachowanie swojego personelu. Chodzi o to, że pracownik ochrony lotniska poddał duchownego trwającej kilka sekund "rutynowej kontroli manualnej". We wtorek port wydał oświadczenie, z którego można się dowiedzieć, że ów pracownik i jego przełożony zostali wyrzuceni z pracy "po przeanalizowaniu głębokiego kryzysu, jaki wywołało ich postępowanie". Kryzys miała wywołać informacja podana już w niedzielę wieczorem przez niektóre elektroniczne media (m.in. TVN 24), iż prymas został poddany na lotnisku kontroli osobistej. Świadkiem całego zajścia był osobisty sekretarz prymasa ks. Mirosław Kreczmański. W rozmowie z "Gazetą" zaprzeczył on, aby prymas został upokorzony. Jak nam wytłumaczył, Józef Glemp ze względu na stan zdrowia na lotniskach nie przechodzi przez tzw. bramkę. Dlatego pracownik ochrony lotniska skontrolował go ręcznym wykrywaczem metali, co zdarzało się prymasowi także na innych lotniskach. Sposób kontroli przeprowadzanych na polskich lotniskach reguluje rozporządzenie "Krajowy program ochrony lotnictwa cywilnego" z 19 czerwca 2007 r. Paragraf 39 tego rozporządzenia wymienia grupy osób, które nie podlegają kontroli. Są wśród nich dyplomaci, nie ma jednak hierarchów Kościoła. Prezes zarządu portu lotniczego w Goleniowie Maciej Jarmusz napisał we wtorkowym piśmie dla prasy: "Nie może to stanowić powodu do narażania ogólnie znanego i szanowanego ks. prymasa, a w następstwie i macierzystego Portu Lotniczego na wynikające stąd przykrości". W swoim piśmie Jarmusz nadmienia też o "bezkrytycznym podejściu" swojego podwładnego do obowiązującego prawa. Zapytaliśmy prezesa Jarmusza, dlaczego podjął tak ostre kroki i czy pracownicy ochrony lotnisk powinni mieć "krytyczne podejście" do obowiązującego prawa. - Nie mam nic do powiedzenia - powtarzał prezes. W końcu zdenerwowany rzucił: - Decyzję o zwolnieniu pracowników wymusił współwłaściciel. Głównym udziałowcem goleniowskiego portu jest przedsiębiorstwo państwowe Polskie Porty Lotnicze. - Ze zwolnieniem pracowników nie mamy nic wspólnego - powiedział nam Artur Burak, rzecznik prasowy PPL. - Jednak moim zdaniem poddawanie kontroli manualnej takiej osoby jak prymas Polski jest co najmniej niestosowne - dodał. Jak ustaliliśmy, tym samym samolotem co prymas do Warszawy leciał sekretarz generalny PiS Joachim Brudziński. To on uruchomił "śnieżną kulę". Gdy zobaczył zabieranego do kontroli prymasa, zadzwonił do wojewody zachodniopomorskiego Roberta Krupowicza. - Joachim Brudziński powiedział mi, co widział - mówi wojewoda Krupowicz. - Sam jestem zawsze poddawany drobiazgowej kontroli. Ale kontrolowanie osoby zaufania publicznego, takiej jak prymas, wydało mi się niestosowne. Zadzwoniłem do prezesa Jarmusza, poprosiłem o wyjaśnienie tego zdarzenia. Rozmawialiśmy też następnego dnia, prezes powiedział mi o liście z przeprosinami. Uznałem, że to rozwiązuje tę sprawę. Nie mam nic wspólnego z decyzjami dyscyplinarnymi. - Czy ktoś je wymusił na prezesie portu? - Nic o tym nie wiem. Nie udało nam się porozmawiać ze zwolnionymi. Jeden z ich kolegów powiedział: - Chłopak chciał dobrze. Wziął prymasa do osobnego pomieszczenia, aby go nie kontrolować przy innych pasażerach. Zawsze wbijali nam do głów, aby sztywno trzymać się procedur.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.