Z powodów zasadniczych w książce Grossa nie ma miejsca tak na źródła nie pasujące do tez, jak i na wielostronny opis konkretnych zdarzeń i kontekstu historycznego - pisze prof. Jan Żaryn na temat książki Jana Tomasza Grossa. „Autor „Strachu" kategorycznie wymaga od Polaków cnoty heroizmu. Każda inna postawa wywołuje u niego oskarżenie o antysemityzm" - dodaje.
Nie interesuje się także jakie stanowisko w kwestii kolaboracji z Niemcami – w tym na tle sprawy żydowskiej - wypracowały jedyne suwerenne instytucje polskie w tym czasie, czyli rząd RP na uchodźstwie, Polskie Państwo Podziemne oraz hierarchia Kościoła katolickiego (w tym internowany a następnie aresztowany przez Niemców prymas August Hlond). Oto konkretny przykład. Gross podaje za jednostkową relacją tragiczny przykład Polki ratującej dwoje dzieci żydowskich; okoliczna społeczność naciskała na ratującą, by ta potopiła maluchy. Cała wieś uspokoiła się dopiero wtedy, gdy Polka przyrzekła spełnić ich żądanie (czego jednak nie dotrzymała).Autor łatwo dokonał tu aktu potępienia Polaków, zapraszając jednocześnie swych czytelników do wspólnego rzucania kamieniami. Kusząca to propozycja, tyle że obrzydliwa. Niemiecki okupant naruszał zastany w społeczeństwie katalog wartości i stawiał człowieka przed diabolicznym wyborem: ratować życie obcego i narażać bliskich, czy też skazywać potrzebującego na śmierć. Przykład Ciepielowa, gdzie w grudniu 1942 r. zginęło kilkudziesięciu Polaków za ratowanie Żydów, śmierć rodziny Baranków, Kowalskich czy Ulmów z Podkarpacia, wskazywały jednoznacznie, że Niemcy stosują nieludzkie prawo bezwzględnie. Autor „Strachu” kategorycznie wymaga od Polaków cnoty heroizmu. Każda inna postawa wywołuje u niego oskarżenie o antysemityzm. Pisze zresztą wprost, że obowiązkiem księży katolickich – z racji „pełnionego zawodu” – było zginąć za bliźniego (sąsiada Żyda). No, rzeczywiście niektórzy kapłani nie ratowali ani Polaków ani Żydów, inni z kolei nie zginęli. Obowiązek ochrony własności należy do kompetencji normalnego państwa. Natomiast, w warunkach okupacji Niemcy przyzwalali na akty bandyckie i nagradzali je prawem do grabieży. Świetne dzienniki dr Klukowskiego, na które się autor „Strachu” powołuje dają pod tym względem materiał do przemyśleń (Gross nie doczytał się jednak tych fragmentów dziennika, w których można znaleźć dowody polskiego heroizmu). Należy je jednak skonfrontować nie z mitycznym, malowanym przez Grossa obrazem przeciętnego ponoć Polaka, a z innymi przekazami źródłowymi. Moje wywody nie umniejszają winy tych Polaków, którzy popełniali w czasie wojny przestępstwa, czy też naruszali normy moralne. Bez wątpienia, korzystanie z cudzej własności, czy też zajmowanie się donoszeniem na Polaków i Żydów, stosowanie szantażu czy łapówkarstwa – niezależnie od tego kto zostawał beneficjentem, inny Żyd czy Polak – było kolaboracją z okupantem (m.in. taką grupę przestępczą stanowili Żydzi zatrudnieni przez Niemców w getcie w Urzędzie do Walki z Lichwą i Spekulacją, zwanym potocznie „trzynastką”; na temat różnych form przestępczości i kolaboracji Żydów w getcie warszawskim, zob. B. Engelking, J. Leociak, Getto warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście, Warszawa 2001, s. 220 - 233.). Jednakże, fakt że np. w oddziałach AK-owskich czy NSZ-owskich w czasie wojny dochodziło do aktów bandytyzmu, nie znaczy to jeszcze, że AK i NSZ - to formacje „bandyckie” (jak głosiła bezkarnie komunistyczna propaganda po wojnie). To określenie im się nie należy nie tylko ze względu na niepodległościowe cele tych formacji i udział w walce z okupantami, ale także dlatego że podziemne sądy wojskowe wykonywały wyroki śmierci za naruszanie jednoznacznych w tej kwestii rozkazów i etycznych norm. Gorzej było z oddziałami komunistycznych formacji, w tym także żydowskich, których wewnętrzne prawo i zwyczaje dopuszczały do stosowania terroru wobec ludności cywilnej (np. bandycki napad oddziału GL na mieszkanie i fabrykę w Drzewicy państwa Kobylańskich). Pisał o tym wielokrotnie m.in. Piotr Gontarczyk w swej znakomitej pracy o PPR. Ucieczka Grossa od opisu kontekstu jest moim zdaniem celowa. Pozwala ona autorowi porównać ze sobą rzeczy nieporównywalne: epokę II RP, państwa suwerennego i w pełni odpowiedzialnego za ochronę swych obywateli, tak Polaków jak i Żydów, z państwami okupacyjnymi - niemieckim w latach 1939 – 1945 i zsowietyzowanym po wojnie, gdzie to Polacy i Żydzi byli narzędziami w rękach obcych, do których (w przypadku Polski Ludowej) gromadnie podłączyli się polscy kolaboranci. Po co autorowi jest potrzebna taka operacja intelektualna? Ano po to, by zaprezentować swoją terapię wstrząsową: Polacy byli od dawien dawna antysemitami, korzystającymi z warunków zewnętrznych przygotowanych najpierw przez hitlerowców, a następnie komunistów. Nastąpił zatem cichy sojusz (Gross pisze o tym wprost jeśli chodzi o czasy powojenne) między Polakami i okupantami – kosztem Żydów.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.