Reklama

Jan Żaryn: Polacy w "Strachu" - recenzja książki J. T. Grossa

Z powodów zasadniczych w książce Grossa nie ma miejsca tak na źródła nie pasujące do tez, jak i na wielostronny opis konkretnych zdarzeń i kontekstu historycznego - pisze prof. Jan Żaryn na temat książki Jana Tomasza Grossa. „Autor „Strachu" kategorycznie wymaga od Polaków cnoty heroizmu. Każda inna postawa wywołuje u niego oskarżenie o antysemityzm" - dodaje.

Reklama

Książka Chodkiewicza nie jest prostym zaprzeczeniem tez Grossa. Autor „Po Zagładzie” prezentuje fakty świadczące o zróżnicowanych motywach zbrodni. Nie sposób jednak znanych przypadków (obliczenia są bardzo różne, m.in. 1500 Żydów) traktować jednakowo. Żydzi ginęli z rąk bandytów szukających łatwego zysku, podobnie jak Polacy – bo bandyci nie byli rasistami, a jedynie gangsterami; Żydzi ginęli z wyroków podziemia niepodległościowego, bo byli funkcjonariuszami NKWD i UB, bądź działaczami partyjnymi, a nawet ginęli w wypadkach samochodowych. Mamy do czynienia także z faktycznymi przejawami antysemityzmu podsycanymi umiejętnie przez komunistów, efektem czego były m.in. wydarzenia w Rzeszowie i w Krakowie, a w końcu – najboleśniejszy z nich – pogrom w Kielcach z 4 lipca 1946 r. Gdyby jednak Gross kierował się dążeniem do prawdy, szybko by zauważył, iż w Kielcach doszło do nagromadzenia z jednej strony ogólnych antyżydowskich nastrojów, a z drugiej do stopniowego podsycania (przez prowokatorów?) w pospólstwie - z godziny na godzinę - atmosfery zemsty, zapoczątkowanej fałszywą opowieścią Henia Błaszczyka. Ludność, w tym głównie wojsko i milicjanci, zaczęli masakrować Żydów szczególnie po zranieniu milicjanta i strzałach dochodzących także z kamienicy przy ul. Planty 7. Czy to usprawiedliwia sprawców pogromu? Oczywiście, że nie. I tu dochodzimy do najciemniejszych stron czarnej i tak książki Grossa. Kościół katolicki wobec Żydów Lektura wyżej wymienionych pozycji IPN-owskich pozwala czytelnikowi uzbroić się w argumenty niezbędne, by bez szwanku na zdrowiu psychicznym przejść przez „ścieżkę zdrowia” przygotowaną przez autora „Strachu”. Jan T. Gross w sposób haniebny – a być może trzeba użyć bardziej dosadnych sformułowań – pomawia Kościół katolicki (szczególnie kardynałów Sapiehę, Hlonda i biskupów Wyszyńskiego, Bieńka i Kaczmarka), en bloc całe duchowieństwo i wiernych o sprzyjanie postawom antysemickim. Jest to kłamstwo. Oczywiście, warto w tym miejscu zapytać, co autor chciał przez to powiedzieć, czyli: jak Gross rozumie pojęcie „antysemityzm”? czy antysemitą jest już osoba, która śmiała w tamtych czasach określić Jakuba Bermana, Hilarego Minca i jego zasłużoną na niwie propagandy komunistycznej żonę, a także Jacka Różańskiego czy Mieczysława Mietkowskiego z MBP i pięćset kolejnych osób, jako Żydów, czy np. przedstawicieli „żydokomuny”? Moim zdaniem jednak, antysemitą jest ten, kto czuje pogardę do człowieka – Żyda, jedynie z racji jego etnicznego pochodzenia, a nie zaś z powodu jego rasistowskich czy też komunistycznych poglądów. I niestety, tu Gross ma rację, zdarzało się, przed, w czasie wojny i po jej zakończeniu, że w określonych grupach Polaków istniała pogarda do osób pochodzenia żydowskiego, a także do ich kultury. Zbyt to jednak subtelne są kwestie, by je przecinać lancetem prymitywizmu i chamstwa. Pomawianie ludzi Kościoła katolickiego i katolicyzmu o współodpowiedzialność za Zagładę i pogrom kielecki, o to, że w czasie wojny i po jej zakończeniu Kościół „wychowywał” Polaków w antysemityzmie, jest przejawem głębokiej fobii autora „Strachu”. Stosunek Kościoła katolickiego do zagłady Żydów był, nie tylko w sferze deklaratywnej, jednoznaczny. Kapłani, a szczególnie siostry zakonne (w tym ze zgromadzeń bezhabitowych), nieśli pomoc ludności żydowskiej, modląc się, przemycając żywność do getta, fałszując metryki chrztu św., wspierając materialnie uciekających, a przede wszystkim przechowując dzieci żydowskie, np. podrzucane pod furtę klasztorną przez prześladowanych rodziców“: (...) Pewnego dnia – wspomina siostra ze zgromadzenia bezhabitowego niepokalanek - znalazłyśmy na naszym ganku [w Lidzie] dwoje małych dzieci, były narodowości żydowskiej w wieku półtora i dwa i pół roku. Dzieci były strasznie zaniedbane. Jeden z chłopców miał jaglicę a drugi ogromny czyrak na głowie. Wojna - nie można dostać potrzebnych leków, a tu nie było oddzielnych pomieszczeń i musiały spać w pomieszczeniu ze zdrowymi dziećmi. Siostra Konstancja [Bolejko] w dzień ciężko pracowała, a w nocy czuwała nad dziećmi. Wszystkie trudy ponosiła, byleby uratować życie tym dzieciom i ocalić je od śmierci. Ochrzciła chłopców dając im na imię Antoni, tak jednemu, jak i drugiemu. Trzymałyśmy w wielkiej tajemnicy przed dziećmi, że to są żydowskie dzieci. Ale widocznie ktoś się dowiedział i doniósł Niemcom, gdyż w niedługim czasie zajechała taksówka pod dom. Niemcy poprosili kierowniczkę na rozmowę i od razu zapytali gdzie są dzieci żydowskie. Odpowiedziałam, że u nas nie ma Żydów i powiedziałam do siostry Neli by przyprowadziła te, które niedawno do nas przyszły. Wcześniej uzgodniłyśmy, że pokażemy polskie dzieci, których łatwo udowodnić pochodzenie a małych Żydków ukryjemy.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
5°C Poniedziałek
rano
6°C Poniedziałek
dzień
7°C Poniedziałek
wieczór
4°C Wtorek
noc
wiecej »

Reklama