W debacie o refundacji metody sztucznego zapłodnienia in vitro rzadko podaje się przykłady alternatywnych metod, które są naturalne i zgodne z nauczaniem Kościoła katolickiego.
Jedną z metod walki z niepłodnością, która w Polsce jest bardzo mało znana, jest naprotechnologia – leczenie w zgodzie z indywidualnym, naturalnym cyklem kobiety. Niskie koszty leczenia i wysoka skuteczność – ponad 70 proc. – zyskały tej metodzie zwolenników na całym świecie. Szacuje się, że w Polsce niepłodnością dotkniętych jest ok. 2 mln osób. Naprotechnologia to stosunkowo młoda metoda walki z chorobą niepłodności - liczy sobie zaledwie 25 lat. Opracował ją ginekolog, chirurg i specjalista chorób kobiecych – Amerykanin prof. Thomas W. Hilgers wraz ze współpracownikami. Prof. Hilgers jest dyrektorem Instytutu Naukowego im. Papieża Pawła VI z siedzibą w Omaha (USA). Za swoje zasługi i osiągnięcia został uhonorowany przez Jana Pawła II członkostwem w Papieskiej Akademii Życia oraz nazwany „Lekarzem Roku” (1997) przez stanową organizację rodzinną (Nebraska Family Council). W Europie naprotechnologia stosowana jest od 10 lat, zaś pierwsze polskie małżeństwo zdecydowało się na rozpoczęcie leczenia niepłodności za pomocą tej metody dopiero w zeszłym roku. – Informacje o naprotechnologii znaleźliśmy w internecie – opowiada Agnieszka Pietrusińska. – Mieliśmy już wtedy jedno dziecko, o które staraliśmy się bardzo długo, ale chcemy mieć kolejne. Lekarze proponowali nam in vitro, na które my z kolei nie chcieliśmy się zgodzić. Pietrusińscy nawiązali kontakt z farmaceutką Janiną Filipczuk, jedną z pionierek naprotechnologii. Nie poprzestali jednak na podjęciu leczenia, postanowili przyczynić się do upowszechnienia tej metody leczenia w Polsce. Agnieszka Pietrusińska rozpoczęła specjalne szkolenie instruktorskie. W zdobyciu pieniędzy na kurs (który wymaga m.in. dwukrotnych wyjazdów do ośrodka szkoleniowego, w jej przypadku był to Nowy Jork, ale szkolenia odbywają się także w Irlandii i kosztują wówczas ok. 4,5 tys. euro) pomogli jej sponsorzy. Obecnie jest jedyną w Polsce instruktorką-stażystką, do uzyskania pełnych uprawnień brakuje jej egzaminu końcowego. Szkolenie polega m.in. na nauce podstaw fizjologii, działania antykoncepcji, znajomości metod naturalnego planowania rodziny. Instruktorów i lekarzy naprotechnologii obowiązuje też kodeks etyczny – jeśli lekarz przepisuje pacjentkom środki antykoncepcyjne, nie może być naprotechnologiem, instruktor zaś nie może stosować takich środków. Para, która zdecyduje się na naprotechnologię w leczeniu niepłodności, musi spotkać się z instruktorem, który nauczy małżonków obserwacji i prawidłowego wypełniania kart, które potem zinterpretuje lekarz. – Naszą instruktorką, a jednocześnie opiekunką Agnieszki jako instruktorki-stażystki jest Janina Filipczuk, a nasz lekarz-naprotechnolog pracuje w Irlandii – opowiada Michał Pietrusiński. Dla polskich par, które teraz decydują się na leczenie metodą naprotechnologii jest już jednak dobra wiadomość – pod koniec kwietnia tego roku skończy kurs pierwszy polski lekarz naprotechnolog, dr Piotr Klimas. Małżeństwa, dla których instruktorką jest Agnieszka Pietrusińska, będą mogły zgłosić się właśnie do niego. Obserwowanie cyklu kobiety w naprotechnologii stosowane jest wg metody Creightona (będącej modyfikacją metody Billingsa). – Te obserwacje wymagają od kobiety na początku dużej dyscypliny, ale wiem z doświadczenia, że po jakimś czasie przestają być uciążliwe – dodaje Pietrusińska. Obserwowanie śluzu odbywa się kilkakrotnie w ciągu dnia i ważne jest, by kobieta zapisywała wyniki swojej obserwacji od razu. – Amerykańscy instruktorzy są bardzo skrupulatni i wymagający pod tym względem. To dlatego, że lekarz, który zapoznaje się z wykresami, musi otrzymać pełną informację, a taka może pochodzić jedynie od samej kobiety – podkreśla Pietrusińska. Po kilku miesiącach obserwacji – zwykle 2-3 cyklach – lekarz może już zacząć szukać przyczyny niepłodności, zlecając testy i przepisując leki – ale zarówno badania, jak i leki dobierane są zgodnie z indywidualnym cyklem konkretnej kobiety. – Różnica podstawowa naprotechnologii i metody in vitro polega na tym, że lekarze proponujący sztuczne zapłodnienie nie badają cyklu kobiety – mówi intruktorka. A według naprotechnologów, przy leczeniu bezpłodności najważniejsza jest współpraca z naturalnym cyklem kobiety.
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.