W wykopanych w ziemi pomieszczeniach koło Penzy, w których od prawie 3 miesięcy żyją 32 osoby w oczekiwaniu na koniec świata, wybuchł pożar. Według wstępnych danych, mieszkającym w jamie ludziom udało się szybko stłumić ogień i nikomu nic się nie stało, tylko jedna dziewczynka poparzyła sobie rękę.
Do zdarzenia doszło, gdy w czasie codziennej modlitwy 8-letnia córka „sekciarzy”, jak określają ich media rosyjskie, upuściła niechcący świecę na szmaty. Na szczęście modlący szybko ugasili ogień. Ponieważ ich ziemianka jest zamurowana od środka, jedynym źródłem informacji o tym, co tam się dzieje, jest prowadzony przez miejscową milicję nasłuch za pomocą bardzo czułych urządzeń. „Do ostatniej chwili w ziemiance było spokojnie, a mieszkający tam ludzie mamrotali codziennie swe modlitwy i śpiewali pieśni duchowe. I nagle w mikrofonach rozległ się przeraźliwy krzyk dziecka. Operator omal nie ogłuchł” – powiedział jeden z milicjantów gazecie „Twoj dień”, która poinformowała o zdarzeniu. Początkowo obawiano się, że „fanatycy postanowili się spalić żywcem, nie doczekawszy się końca świata lub że zaczął się tam jakiś straszny pożar”. „Postanowiliśmy, że jeśli ta orgia potrwa jeszcze jakiś czas, będziemy szturmować jamę, trzeba przecież ratować ludzi” – oświadczył rozmówca gazety. Ale po kilku minutach wszystko ucichło i „zorientowaliśmy się, że ogień zaprószyła 8-letnia Julia Niedogon, która upuściła świecę w czasie modlitwy, a później poparzyła sobie rękę” – dodał. Milicjanci natychmiast wezwali pogotowie ratunkowe i przez komin wentylacyjny chcieli dać maść do smarowania oparzeń dziewczynki, ale „sekciarze” stanowczo odmówili przyjęcia jej. Według informatorów gazety, Witalij i Wiera Niedogonowie, rodzice małej Julii, „są takimi fanatykami, że nawet łzy córki nie wzruszyły ich”. Ludzie nie chcą zrozumieć, że oparzenie w panujących pod ziemią antysanitarnych warunkach może doprowadzić do zakażenia krwi i gnicia tkanek – mówią milicjanci. „Wielokrotnie proponowaliśmy sekciarzom wypuszczenie na zewnątrz małych dzieci, ale oni nie chcą tego zrobić za żadne skarby” – powiedział gazecie „Twoj dień” ks. Gieorgij z miejscowej cerkwi św. Mikołaja. Dodał, że „mieszkańcy” ziemianki uważają, że wszystko jest wolą Bożą, ale „przecież Pan nie pozwolił im męczyć własnych dzieci”. Sprawa 32 osób, które schroniły się w głębokim dole, wykopanym przez siebie we wsi Poganowka w obwodzie penzeńskim ( środkowo-europejska część Rosji), ciągnie się od jesieni ubiegłego roku. 12 listopada ub.r. miejscowa prasa podała, że ponad 30 osób zamurowało się w ziemiance i zagroziło, że wysadzą się w powietrze, jeśli ktokolwiek spróbuje ich stamtąd usunąć siłą. Przyczyną ich desperackiego kroku było przekonanie, że w maju br. nastąpi koniec świata, po którym ocaleją tylko oni. Ich przywódcą był miejscowy mieszkaniec Piotr Kuzniecow, który półtora roku wcześniej otworzył w wiosce dom modlitwy i sam ogłosił się prorokiem. To on zaczął twierdzić, że zbliża się koniec świata i że nastąpi on w połowie maja br. Pod wpływem jego słów grupa jego duchowych uczniów schroniła się pod ziemią wraz z małymi dziećmi, z których najmłodsze nie ma jeszcze półtora roku. Cała sprawa wyszła na jaw przypadkowo, gdy mieszkająca pod Moskwą kobieta nie mogła się przez dłuższy czas dodzwonić do swej matki, zamieszkałej w Poganowce. Zawiadomiła wówczas milicję, która w końcu ustaliła, co się stało.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.