Milicja rozpędziła gejowską demonstrację w Moskwie

Brak komentarzy: 0

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 02.06.2008 07:10

Rosyjscy geje i lesbijki znów musieli uciekać przez milicją, specnazem i prawosławnymi bojówkami w Moskwie - donosi Gazeta Wyborcza.

- Gejowskie marsze to zachodnia broń masowego rażenia przeciw Rosji. Chcą zniszczyć naszą kulturę - tak mer Moskwy Jurij Łużkow tłumaczył swój zakaz dla wczorajszego marszu gejów. Organizator marszu Nikołaj Aleksiejew od dwóch miesięcy starał się o zgodę magistratu dla demonstracji w obronie praw obywatelskich gejów oraz lesbijek. I tak jak w poprzednich latach przedstawiciele mera Łużkowa tłumaczyli się brakiem odpowiedniego placu, potem "lękiem przed zakłócaniem porządku publicznego", aby w końcu nazwać gejowskie marsze "szataństwem" i zamachem na rosyjską kulturę. - Póki rządzę, tej demonstracji nie będzie - oświadczył mer. Choć rozpędzanie wczorajszego marszu było mniej brutalne niż przed rokiem, to kilku gejów wyszło z niego z wielkimi siniakami. - Precz z Rosji, liberalna zarazo! - krzyczało dwóch młodych nacjonalistów, którzy rzucili się z pięściami na demonstranta udzielającego wywiadu zachodnim mediom. Uśmiechnięci milicjanci reagowali, ale z opóźnieniem. - Zapraszam na demonstrację antyaborcyjną dwie ulice dalej. Dzieci poczęte są mordowane przez takich właśnie pedałów. Przepędźmy ich, a potem ródźmy dla Rosji jak najwięcej dzieci - zachęcał między bijatykami prawosławny ksiądz z ikoną Bogurodzicy w ręku. Kilku demonstrantom udało się wczoraj wywiesić na budynku przed magistratem wielki transparent "Homofob Łużkow pod sąd!", a inna grupa zdołała przeprowadzić kilkuminutowy wiec na terenie szkoły muzycznej. Potem wszyscy musieli uciekać przed specnazem, nacjonalistami i bojówkami prawosławnego bractwa Chorągwienosców. - Homofobia integruje w Rosji wiele środowisk. Wrogość wobec gejów łączy postkomunistów, prawosławnych, muzułmanów oraz wielu bezideowych ludzi władzy. Dlatego jest taka nośna - tłumaczy rosyjski socjolog prof. Igor Kon. Geje, jak kiedyś Żydzi, są oskarżani przez nacjonalistów o wszelkie zło - wśród moskiewskich działaczy antyimigracyjnych popularna jest teza, że bazą dla kaukaskich terrorystów, którzy zaatakowali teatr na Dubrowce w 2003 r., był pobliski klub gejowski. Sprzeciw wobec "liberalnych nowinek" staje się narzędziem władz (głównie na poziomie lokalnym) w walce z liberalizacją i demokratyzacją Rosji na wzór zachodni, bo jest ona przedstawiana jako "skażenie" śmiertelnie grożące rosyjskiej tożsamości. - Mamy własną drogę rozwoju. Nie musimy importować zachodnich wzorców - przekonuje mer Łużkow, którego trudno podejrzewać o prawosławne inspiracje. Kiedy przed dwoma laty prawosławni bojówkarze pobili krucyfiksami i ikonami gości gejowskiego klubu Trzy Małpy, milicja - z przyzwoleniem władz Moskwy - nie interweniowała. Z magistratu dochodziły nawet słowa o zdrowych przejawach "społeczeństwa obywatelskiego". "Rosyjskiej specyfiki" mimowolnie dowodzą też rosyjscy demokraci, bo tylko nieliczni z nich mają chęć i odwagę bronić prawa gejów do demonstracji (co gwarantuje konstytucja). - A ja jestem przeciw facetom, którzy biegają na marszach gejowskich, aby dostać orgazmu - mówi na antenie Siergiej Dorienko, gwiazda liberalnego "Echa Moskwy". Zdaniem gejowskiego działacza Andrieja Zapadajewa rosyjscy "liberałowie" dystansują się od marszów, aby nie skompromitować swych mikroskopijnych partii w oczach zwykłych Rosjan. - Ale bez bronienia zwykłego tadżyckiego imigranta przed ksenofobią, zwykłego geja przed fanatykami czy też kobiety przed molestowaniem przez szefa "liberałowie" tracą autentyczność. Bo czym w takim razie są dla nich prawa człowieka? - mówi. Homoseksualizm został wykreślony z rosyjskiego kodeksu karnego dopiero w 1993 r., a jeszcze w latach 80. wykorzystywano go jako "hak" wobec nieposłusznych obywateli. Dziś w największych miastach gejom żyje się niewiele gorzej niż w Warszawie, ale wyróżnia ich niechęć do otwartej walki o swe prawa. We wczorajszym marszu uczestniczyło ich kilkudziesięciu. - To Rosja. Przecież największe i legalne demonstracje opozycji gromadzą po 300 osób. Bierność, niewiara w sens walki z władzą, strach przed wychylaniem się dotyka wszystkie środowiska - tłumaczy socjolożka Jewgienia Kamieniewa.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona