Ciężko wyjść na ulicę i powiedzieć: Jestem katolikiem

Brak komentarzy: 0

Radio Watykańskie/a.

publikacja 16.07.2008 05:16

O sytuacji katolików w Australii w rozmowie z Radiem Watykańskim mówią Iga i Piotr Bajer.

- Czy Australia czeka w ogóle na Papieża? I. Bajer: Katolicka część Australii – jak najbardziej. Jest wielkie poruszenie, wielki entuzjazm i oczekiwanie. A jeżeli chodzi o niekatolicką część, tu już się mówi o pieniądzach: czy to się opłaca, czy nie? Mówi się o prawach podatnika: skąd takie wydatki? tyle infrastruktury, przygotowań – komu to potrzebne? - Jeśli już mówimy o katolickiej części Australii, wprowadźmy słuchaczy w kontekst tego kraju. Katolicy są tu mniejszością. P. Bajer: Zdecydowanie tak, są mniejszością, nie wiem dokładnie, ile procent jest katolików, ile anglikanów, ile protestantów, ale przypuszczam, że katolików, tzn. ludzi, którzy przyznają się do katolicyzmu, jest około 20-25 proc. Widzieliśmy w telewizji, że w szkołach katolickich dzieci przygotowywały się do tej wizyty, odprawiane były Drogi Krzyżowe. Tak więc w szkołach katolickich na pewno o tym rozmawiano, w jakiej mierze, trudno powiedzieć, bo nawet katolicyzm australijski jest trochę inny niż np. ten w Polsce. - Jaką Australię Papież zastanie? Co to za kraj? P. Bajer: Ekonomicznie jest to kraj niesamowicie rozwinięty, społeczeństwo jest bogate. Problemy socjalne również bywają, ale można je rozwiązać – pieniędzy na to nie brakuje, rząd zarówno federalny, jak i stanowy, jest gotowy do pomocy. Jeśli natomiast chodzi o duchową stronę, to wydaje mi się, że jest to kraj niesamowicie ubogi. Jan Paweł II mówił chyba o tym ubóstwie duchowym. Tu rzeczywiście to widać, bo ludzie praktycznie nie chodzą do kościoła. Ci, którzy chodzą do kościoła – nie myślę tylko o katolikach – są napiętnowani, mówi się o nich „świątobliwi”, a dokładniej „kościelni”. I. Bajer: W sensie negatywnym, oczywiście. P. Bajer: Ciemnogród. My także należymy do tego Ciemnogrodu, ale jesteśmy z tego dumni. - Brak ducha może być odczuwany w sposób bardzo dotkliwy. Ale społeczeństwo próbuje ten głód duchowy w jakiś inny sposób zaspokoić. Pomocne mogą się w tym okazać różnego rodzaju metody psychologiczne. Wspomnieliście w rozmowie o próbie wprowadzania psychologii pozytywnej, nawiązującej do, już utartych, zwyczajów w rodzinach katolickich. P. Bajer: To jest na pewno ciekawe. Ja pracuję w szkole anglikańskiej, w której wielu nauczycieli to katolicy, choć niepraktykujący. Nasza szkoła stara się zapobiec problemom pojawiającym się w społeczeństwie, jak na przykład depresja. Trendy obecne w Australii wskazują na to, że upodabniamy się do Stanów Zjednoczonych. To znaczy, że coraz więcej ludzi – mimo że są bogaci, nie głodują – traci sens życia, nie ma jakichś głębszych celów. Nasza szkoła stara się temu zapobiec. W związku z tym przyjęła, czy raczej myśli o przyjęciu programu, który powstał w Stanach Zjednoczonych. Chodzi w nim o to, by „stworzyć” w człowieku głębię. Mieliśmy w tym roku konferencję dla wszystkich nauczycieli z mojej szkoły. W jej trakcie jako pewną nowość ukazano wiele postulatów pozytywnej psychologii, jak na przykład to, żeby wyznaczyć sobie cel w życiu, być wdzięcznym za to, co się ma, za małe rzeczy. Były także panele i grupy dyskusyjne. W rozmowie z moimi kolegami, niepraktykującymi katolikami, stwierdzaliśmy, że jest to religia. Mówi się o dziękowaniu za to, co mamy – praktycznie rzecz ujmując, u nas dzieje się to co wieczór. Ja modlę się z moimi dziećmi. Dziękujemy za małe i duże rzeczy, za słońce, za powietrze. „Intelektualiści” tymczasem odsuwają to na bok, bo dla nich to nie ma w ogóle sensu. - Wspomniał Pan o modlitwie razem z dziećmi. Czy łatwo jest wprowadzać dzieci w chrześcijaństwo w kraju, który chrześcijańskim aż tak bardzo nie jest? I. Bajer: Podchodzimy do całej sprawy w ten sposób: wiara, życie duchowe zaczyna się u dziecka od kołyski. Jeżeli my tego nie wprowadzimy w domu, skąd one mają to przyjąć, mieszkając właśnie w Australii, którą my nazywamy wręcz areligijnym krajem, gdzie religią jest sport: futbol australijski oraz gry i zabawy na powietrzu. My jesteśmy Polakami. Mieliśmy to szczęście spotkać się tu, po drugiej stronie świata. Było to błogosławieństwo, tak miało być, że mieliśmy się zejść razem. Mamy trójkę pięknych dzieci i uważamy, że jeśli od początku nie wprowadzimy dzieci w życie katolickie, w życie duchowe, to tu, w Australii, one nie mają żadnej innej możliwości, by to poznać.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 1 z 2 Następna strona Ostatnia strona