Rozmowa z Ewą Kusz, psychologiem, seksuologiem, psychoterapeutą, project manager kursu e-learningowego prewencji przed nadużyciami dzieci i młodzieży.
Ewa Winiarska: Wyrazy pedofil i pedofilia odmieniane są w mediach przez wszystkie przypadki. Jakie znaczenia kryją się pod tymi pojęciami i w jaki sposób najlepiej opisywać rzeczywistość nadużyć seksualnych wobec nieletnich?
Ewa Kusz: Pedofilia jest głównie pojęciem medycznym. Oznacza zaburzenie preferencji seksualnej, kiedy dla danego człowieka obiektem preferowanym seksualnie jest dziecko nieposiadające trzeciorzędowych cech płciowych. Definicja medyczna mówi, że „jest to akt lub fantazjowanie o angażowaniu się w aktywność seksualną z dziećmi przed okresem dojrzewania, jako preferowaną, lub też wyłączną metodę osiągnięcia podniecenia seksualnego”. W podręczniku ICD-10 jest mowa również o tym, że osoba zaburzona cierpi z tego powodu. Zatem określenie „pedofilia” charakteryzuje pewne zaburzenie, a nie musi mówić o czynach, które zostały popełnione. Dodatkowo chciałabym podkreślić, że badania wskazują na to, że tzw. czyny pedofilne wobec nieletnich popełniają zarówno pedofile, jak i nie-pedofile. I tych osób, które nie mają zaburzeń seksualnych, jest znacznie więcej. Więc najprawdziwszymi określeniami są: nadużycie seksualne, molestowanie seksualne, gwałt seksualny. Opisujemy czyn, a nie osobę.
Dlaczego tak ważne jest posługiwanie się znaczeniem słowa pedofilia według medycznej klasyfikacji chorób, a nie w rozumieniu potocznym?
Żeby nie stygmatyzować osób chorych, wśród których oczywiście znajdują się dokonujący nadużyć seksualnych, ale także ci, którzy pracują nad swoim zaburzeniem, poddają się terapii i niekoniecznie muszą nadużywać seksualnie nieletnich. Obecnie dochodzi do tego, że w różnych dyskusjach, również na forach internetowych zaczyna się nagonka na osoby, które są zaburzone, a przecież mogły w ogóle nie dokonać nadużycia.
Nowa wersja „Klasyfikacji zaburzeń psychicznych” (DSM-5) wywołała spore zamieszanie i niepokój, że pedofilia będzie uznawana za normę. Tomasz Terlikowski stwierdził, że było to „testowanie granic” wrażliwości opinii publicznej. Czy dopuszcza Pani możliwość zmiany w przyszłości klasyfikacji pedofilii z zaburzenia preferencji seksualnej na orientację seksualną, np. pod wypływem odpowiedniego lobby?
Na początku chciałam wyjaśnić, że podręcznik DSM-5 zredagowało Amerykańskie Stowarzyszenie Psychiatryczne. Zamieszanie nastąpiło z kilku powodów. Po pierwsze, autorstwo DSM zostało przypisane Amerykańskiemu Towarzystwu Psychologicznemu, które nie miało nic do czynienia z opracowywaniem podręcznika. Po drugie, w poprzedniej wersji używano określeń: sadyzm, pedofilia itd. W DSM-5 dodano dopowiedzenie: zaburzenie (disorder), np. pedophilic disorder, sexual sadism disorder – i tylko to zostało zmienione w nowym wydaniu. Po trzecie, w tekście DSM-5 w omówieniu dyskusji, a nie w przedstawieniu kryteriów diagnostycznych pedofilii, pojawiło się określenie „orientacja seksualna”. Określenie to wzbudziło najwięcej podejrzliwości. Amerykańskie Stowarzyszenie Psychiatryczne oświadczyło, że użycie tego określenia było błędem redakcyjnym, który został poprawiony w wersji elektronicznej i zostanie usunięty z następnego wydania drukowanego. Powinno być „zainteresowanie seksualne” (sexual interest).
Jeżeli mówimy o pedofilii jako o zaburzeniu, to kwestia, czy jest to zaburzenie preferencji czy orientacja, jest problemem teoretycznym, który nic nie mówi o czynach. W związku z tym również nie odnosi się do legalizacji. Nie mieszałabym tych dwóch pojęć: legalizacji czynów współżycia seksualnego z nieletnimi poniżej pewnego wieku – w różnych krajach jest to różnie określane – i tego, co medycyna mówi na ten temat. Dla mnie to są dwie różne płaszczyzny. Nie twierdzę, że w przyszłości nie znajdzie się osoba, która będzie dążyła do takiej legalizacji. Już takie były w niektórych krajach, szczególnie w latach 70. ubiegłego stulecia. Dzisiaj obserwujemy raczej wycofywanie się z tych poglądów, co przełożyło się nawet na dymisję pewnej znaczącej pani polityk w Niemczech. Jednakże te naciski nie były związane z dążeniem do zmiany w klasyfikacji medycznej, lecz stanowiły element rewolucji obyczajowej. Jeszcze raz powtarzam – warto te płaszczyzny rozróżnić.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.