O początkach, czasach walki o niezależność i przełomu związanego z wyborem
kard. Wojtyły na papieża Radio Watykańskie rozmawia z kierownikiem Katedry
Etyki KUL i zarazem byłym rektorem uczelni.
- Kolejny etap rozwoju to czasy o. prof. Mieczysława Alberta Krąpca OP.
Tak. On był najdłużej rządzącym rektorem. Ks. Wincenty Granat z powodów zdrowotnych nie mógł dokończyć swojej drugiej kadencji, więc zrobił to już o. Krąpiec. Potem miał jeszcze swoje trzy kadencje. Był to czas rozbudowy KUL, na którą wtedy jeszcze była szansa. Trzeba pamiętać, że władze traktowały uniwersytet jak instytucję dochodową i obciążały nas podatkiem. KUL podatku nie płacił, więc próbowano mu utrudniać życie w inny sposób. Np. nie pozwalano na żadne rozbudowy, a na naszym terenie wznoszono inne budynki. Hotel, który kiedyś się nazywał „Unia”, a obecnie nosi nazwę „Mercure”, powstał na terenie KUL-u w czasie moich studiów w latach 60. Nam nie wolno było nic budować. O. Krąpiec zdobył natomiast pozwolenie na remont strychów i piwnic. Tam właśnie mieliśmy zajęcia. Chociaż nie mieliśmy wielu studentów, nigdzie nie było na studiach tak ciasno, jak tam.
Wtedy właśnie na Stolicę Piotrową został wybrany kard. Karol Wojtyła, profesor KUL od 24 lat. Rektor Krąpiec przypomniał sobie, że ostatni papież nie-Włoch ufundował swoim rodakom kolegium. Otóż on nie chciał, żeby papież fundował nam kolegium, ale w sytuacji, gdy władza czuła się już słaba, przypomniał ten fakt, czyniąc z niego pretekst do prośby o zgodę na budowę Kolegium Jana Pawła II. Pozwolenie dostał. Ogromnie nam w tym pomagali przyjaciele z Polski i z zagranicy, zwłaszcza z USA i Kanady. Dzięki temu mógł powstać jedenastokondygnacyjny gmach Kolegium.
- Oprócz gmachu powstał też Instytut Jana Pawła II...
Instytut powstał wcześniej. Była to wielka inicjatywa ks. prof. Tadeusza Stycznia, najbliższego współpracownika i ucznia Ojca Świętego. Wymagało to również ogromnego wysiłku uniwersytetu w stosunku do władz. Tak naprawdę ks. Styczeń sam nie wierzył, że otrzyma pozwolenie na wydawanie nowego pisma. Walka z Kościołem polegała m.in. na niedopuszczaniu do środków masowego przekazu. Nakłady katolickich pism były żałośnie małe. Karol Wojtyła np., jeszcze zanim został kardynałem, pisał w Tygodniku Powszechnym swój „Elementarz etyczny”. To był jedyny sposób propagowania wiedzy etycznej w społeczeństwie, chociaż trochę szerzej niż przez książkę, której nie wolno było drukować i która z dekretu państwowego miała bardzo niski nakład.
W końcu jednak władze państwowe pozwoliły na otwarcie kwartalnika. Odtąd wychodzi Ethos, cieszący się dużym uznaniem w wielu środowiskach kwartalnik Instytutu Jana Pawła II. Instytut działa do dziś. Pamiętam, że Ojciec Święty bardzo interesował się publikacjami Instytutu. Kiedy odwiedzał KUL, program wizyty nie obejmował Instytutu Jana Pawła II. Papież jednak chciał tam być i wszedł do pokoiku tak małego, że część pracowników musiała wyjść, bo wszyscy nie mogli się zmieścić. To była błogosławiona wizyta zarówno dla nas, którzyśmy się poczuli ogromnie uhonorowani, jak i dla uniwersytetu, który może silniej zauważył, że istnieje taki Instytut i nie ma się gdzie pomieścić. Dzisiaj już lokalowe warunki są nieco wygodniejsze.
- Ksiądz Profesor był rektorem w latach 1998-2004. Jaki jest stan uczelni obecnie?
To jest młody jubilat. W przypadku uniwersytetu 90 lat to jeszcze nie jest wiek, którym trzeba się chlubić. Owszem, w Polsce, ze względu na zmiany granic, jest to jeden ze starszych uniwersytetów. Najstarszym jest Uniwersytet Jagielloński, jest Uniwersytet Warszawski. Uniwersytet Wrocławski obchodził 300-lecie, w które wliczają się lata, kiedy był na terenie Rzeszy Niemieckiej. KUL powstał w dużej mierze jako kontynuacja tradycji Akademii Petersburskiej, ale także Uniwersytetu Jana Kazimierza ze Lwowa i Uniwersytetu Stefana Batorego z Wilna. Stamtąd przybywali do nas ludzie. KUL był nawet założony szybciej niż Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu. Ma swoje lata, ale nie czuje się stary.
Co więcej, od czasów rektoratu o. Krąpca, a potem księdza, a dziś arcybiskupa, Stanisława Wielgusa, który był rektorem też przez trzy kadencje, nastąpiła istotna zmiana. Uniwersytet zaczął być finansowany także ze środków państwowych, jako że nasze dyplomy są respektowane i w kraju, i za granicą. Gdyby nie ten krok, to plan Balcerowicza złamałby uczelnię. Byłby to wielki paradoks, że w czasach tak trudnych ideologicznie, jakimi były czasy PRL-u, udało się przetrwać KUL-owi, natomiast w czasach, kiedy wreszcie obręcz ideologiczna została zdjęta, upadłby z powodów ekonomicznych. Trzeba podkreślić, że wielki wysiłek ks. rektora Wielgusa, niewątpliwie jednego z najwybitniejszych rektorów w historii KUL-u, i jego współpracowników pozwoliły uratować uniwersytet przed tym nieszczęściem. Co więcej, zaczął on rosnąć. Trzeba pamiętać, że taki mały, elitarny uniwersytet dobrze funkcjonuje, kiedy ma sponsora. Jeśli sponsora nie ma, a KUL nie ma, to, podobnie jak wszystkie uczelnie, podlega pewnemu mechanizmowi: środki finansowe są proporcjonalne m.in. do liczby studentów, profesorów, wydziałów i różnych uprawnień, które posiada. W tym kontekście mała uczelnia nie ma szans przeżycia. Rozbudowanie uniwersytetu, przywrócenie pozamykanych za czasów stalinowskich wydziałów było dyktowane zarówno odzyskaniem tradycji uniwersyteckiej, jak i szansami możliwego rozwoju.
Teraz na uczelni studiuje około 20 tys. osób, z których niecała połowa to studenci dojeżdżający, a ponad połowa – studenci stacjonarni. Myślę, że uniwersytet ma się dobrze, chociaż ciągle wymaga troski od strony personalnej, finansowej i ideowej. Każda z nich ma swoje znaczenie. Sytuacja finansowa teraz jest taka, że ks. rektor Stanisław Wilk wystarał się o pełne finansowanie, tzn. obejmujące także nakłady na inwestycje KUL-owskie. Dotąd były one pokrywane z ofiar wiernych. Jakiś czas funkcjonowało to bardzo dobrze, jednak potem wymagało zmiany, byśmy nie stali gorzej od innych uczelni.