Nowe zwyczaje świąteczne opisuje Gazeta Wyborcza.
Najpierw przy wigilijnym stole z rodziną: bliższą i dalszą - A potem spotkamy się ze znajomymi pod pomnikiem Kopernika, żeby razem iść na pasterkę - mówi dziewiętnastoletnia dziewczyna - Kiedy się skończy, wybieramy się do pubu. W zeszłym roku też tak zrobiliśmy. Wyrosłam już z chodzenia na wigilijną mszę z rodziną. - Wytrzymam w domu godzinę, góra dwie - to zdanie młodego chłopaka - Potem umówiliśmy się u kolegi, a kiedy po północy otworzą knajpy, idziemy się napić. - Nie nastawiam się na wielką imprezę. Chodzi o to, żeby się wyluzować, odpocząć w miłym gronie od sztywnej atmosfery w domu. Wiele lokali w Toruniu otworzy się o północy - czytamy w artykule. Niektóre nawet wcześniej - od 20. - Proszę się nie nastawiać na szaloną balangę, ale w razie czego didżej będzie i może podkręcić muzykę - mówi pracownik jednego z pubów. Dla Gazety Wyborczej komentuje nowe zjawisko ks. Wojciech Murawski, diecezjalny duszpasterz młodzieży: - Picie alkoholu w wigilijny wieczór nie jest grzechem, ale nie wiem, czy akurat pójście do pubu to najlepszy pomysł. Chodzi mi o rodziców, którzy zapewne chcieliby spędzić ten czas z dziećmi. Ale niektórzy młodzi odchodzą od tradycji. Cóż, takie mamy czasy - uśmiecha się ksiądz. Nieco inne zdanie ma socjolog, Dominik Antonowicz z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika: - To przejaw odejścia od świąt, próba ucieczki przed ich metafizycznym wymiarem. - mówi - Taki zwyczaj jest w krajach niekatolickich, np. w Wielkiej Brytanii czy Holandii, gdzie święta nie mają tak religijnego i rodzinnego charakteru. Teraz przywędrował do nas wraz z ludźmi, którzy wracają z Wysp.
W walkę z żywiołem z ziemi i powietrza było zaangażowanych setki strażaków.
Wstrząsy o sile 5,8 w skali Richtera w północno wschodniej części kraju.
Policja przystąpiła do oględzin wyciągniętej z morza kotwicy.
Ogień strawił tysiące budynków na obszarze ok. 120 km kw., czyli powierzchni równej San Francisco.