Co najmniej 15 osób zginęło, a 28 zostało rannych w poniedziałek rano w kolejnym zamachu bombowym w Wołgogradzie, na południu Rosji. Stan dwojga rannych lekarze określają jako krytyczny.
Prezydent Władimir Putin polecił zwiększenie środków bezpieczeństwa w Wołgogradzie oraz w całym kraju.
Narodowy Komitet Antyterrorystyczny (NAK), rządowy organ koordynujący walkę z terroryzmem w Rosji, ma "zwiększyć środki bezpieczeństwa w całym kraju, a szczególnie w obwodzie wołgogradzkim" - poinformował Kreml.
Wśród ofiar zamachu nie ma obywateli Polski - poinformował na Twitterze rzecznik prasowy polskiego MSZ Marcin Wojciechowski.
To drugi atak terrorystyczny w tym mieście w ciągu dwóch dni i trzeci w ciągu dwóch miesięcy. W niedzielę w wyniku zamachu samobójczego na tamtejszym dworcu kolejowym śmierć poniosło 17 osób, a obrażeń doznało 45. Natomiast 21 października wskutek wybuchu bomby w autobusie komunikacji miejskiej zginęło tam sześć osób, a rannych zostało 50.
Tym razem ładunek wybuchowy zdetonowano w trolejbusie. Eksplozja nastąpiła o godz. 8.23 czasu moskiewskiego (5.23 czasu polskiego). Narodowy Komitet Antyterrorystyczny (NAK) przekazał, że eksplodowała bomba.
Według Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej zdetonował ją zamachowiec samobójca. "Można już wstępnie powiedzieć, że ładunek wybuchowy zdetonował terrorysta samobójca. Fragmenty jego ciała poddawane są ekspertyzie genetycznej w celu ustalenia jego tożsamości" - poinformował rzecznik Komitetu Śledczego Władimir Markin.
Markin przekazał, że siłę wybuchu eksperci określili na 4 kg trotylu. Rzecznik Komitetu Śledczego podał też, że podobieństwo elementów potęgujących siłę rażenia ładunków wybuchowych, które użyto w niedzielnym i poniedziałkowym zamachu, potwierdza wersję, że ataki te są ze sobą powiązane i mogły być przygotowywane w jednym miejscu.
Zamach miał miejsce na ulicy Kaczynców w dzielnicy Dzierżyńskiej, w centrum miasta. Bomba wybuchła w trolejbusie nr 15, około 50 metrów od szpitala, w którym leczona jest duża część poszkodowanych w niedzielnym zamachu na dworcu. W pobliżu miejsca zamachu znajduje się też duże targowisko, uczelnia wojskowa i jednostka wojskowa.
Eksplozja nastąpiła w czasie porannego szczytu. Trolejbus był po brzegi wypełniony pasażerami. Siła wybuchu była tak duża, że pojazd został rozerwany na drobne kawałki, a w okolicznych domach powypadały szyby z okien. Wśród zabitych i rannych są studenci i dzieci.
W pobliżu miejsca eksplozji znaleziono jeszcze jedną bombę. Rozbroili ją policyjni saperzy.
Na polecenie prezydenta Rosji Władimira Putina do Wołgogradu udał się dyrektor Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) Aleksandr Bortnikow. Stoi on też na czele Narodowego Komitetu Antyterrorystycznego.
Akcję ratowniczą na miejscu koordynują wicepremier Olga Gołodiec i minister zdrowia Weronika Skworcowa. Wiadomo już, że najciężej ranni zostaną przetransportowani samolotami Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych do Moskwy.
W nocy z niedzieli na poniedziałek do stolicy Rosji przewieziono już siedmioro poszkodowanych w niedzielnego zamachu na dworcu kolejowym.
Nastroje w Wołgogradzie są bliskie panice. Mieszkańcy boją się jeździć środkami komunikacji miejskiej. Wielu przemieszcza się prywatnymi środkami transportu lub pieszo. Cały czas pojawiają się pogłoski o następnych zamachach. Lokalne władze je dementują, jednak mieszkańcy nie dają temu wiary.
Gubernator obwodu wołgogradzkiego Siergiej Bożenow zdecydował o skierowaniu na ulice Wołgogradu kozackich patroli. Ogłosił też w regionie pięciodniową żałobę - od 30 grudnia do 3 stycznia.
Władze federalne zapewniają, że panują nad sytuacją w Wołgogradzie. W samej Moskwie w poniedziałek zwiększono środki bezpieczeństwa - m.in. zaostrzono kontrolę tras komunikacji naziemnej i podziemnej.
Dotychczas żadna organizacja nie przyznała się do przeprowadzenia któregoś z ataków w Wołgogradzie. Media przypominają jednak, że miasto to jest położone w pobliżu niespokojnego Północnego Kaukazu, a obwód wołgogradzki jest jednym z regionów Federacji Rosyjskiej - obok Czeczenii, Dagestanu, Inguszetii, Kabardo-Bałkarii i Karaczajo-Czerkiesji - które operujący na Północnym Kaukazie radykałowie chcą oderwać od Rosji, by utworzyć w regionie niezależne państwo oparte na szariacie.
W lipcu przywódca islamistów Doku Umarow, wróg numer jeden Kremla, zaapelował do swoich zwolenników, by uniemożliwili przeprowadzenie zimowych igrzysk olimpijskich w Soczi w lutym 2014 roku, które stanowią oczko w głowie Putina. Umarow odwołał też ogłoszone rok wcześniej moratorium na ataki na ludność cywilną w Rosji.
Wołgograd jest oddalony od Soczi o ok. 670 km. Pierwszy wiceprzewodniczący Dumy Państwowej, prezes Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego Aleksandr Żukow poinformował w poniedziałek, że władze nie zamierzają podejmować dodatkowych środków bezpieczeństwa w Soczi. "Wszystkie niebędne kroki zostały już podjęte. Żadnych dodatkowych działań nie będzie. To, co należało zrobić, zostało już zrobione" - oznajmił.
Wołgograd to milionowe miasto nad Wołgą. W latach 1925-1961 nazywano je Stalingradem, a wcześniej - w czasach monarchii i na początku rządów bolszewickich - Carycynem. Wołgograd rozciąga się wzdłuż Wołgi na odcinku około 100 km.
Miasto to jest jednym z bastionów wyborczych Putina, który co roku je odwiedza. Poparcie dla niego wśród mieszkańców nie spada w sondażach poniżej 60 procent.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.