Rodzi się niebezpieczeństwo, że ugodowa postawa wobec tradycjonalistów zostanie przez część duchownych i wiernych potraktowana jako przegrana.
Za Jana Pawła II tradycjonaliści nie mieli łatwego życia. Zwłaszcza ci, którzy ze swego tradycjonalizmu postanowili uczynić ideologiczny sztandar, uprawniający do krytykowania wszystkiego, co miało i wszystkich, którzy mieli coś wspólnego z Soborem Watykańskim II. Oprócz tradycjonalistów „ideologicznych” i „walczących” jest całkiem spora grupa ludzi, którzy albo najzwyczajniej tęsknią do pewnych form (nie tylko liturgicznych) znanych im z Kościoła sprzed Vaticanum II, albo znając je tylko z opowieści starszych ulegli fascynacji. Pontyfikat Benedykta XVI od pierwszych dni pobudził w sercach zwolenników tradycji (przez małe „t”) nadzieję. Chodzi nie tylko o drobne, ale znaczące gesty pokazujące sympatię Papieża do Kościoła przedpoborowego, ale również o oficjalne działania zmierzające do ponownego włączenia do Kościoła tych, którzy w swym przywiązaniu do tradycji poszli tak daleko, że znaleźli się poza katolicką wspólnotą. Stworzenie we Francji Instytutu Dobrego Pasterza jest otwarciem drzwi dla tradycjonalistów pragnących być w Kościele, a nie w konflikcie z nim. Z pewnością to otwarcie nie jest łatwe dla wspólnoty katolickiej. Świadczy o tym apel do księży i wiernych wystosowany przez arcybiskupa Bordeaux kard. Jean-Pierre Ricarda. Rodzi się niebezpieczeństwo, że ugodowa postawa wobec tradycjonalistów zostanie przez część duchownych i wiernych potraktowana jako przegrana, jako przyznanie racji tym, którzy przez dziesięciolecia negowali dokonania Soboru Watykańskiego II, a siebie uznawali za jedynych kontynuatorów „prawdziwego” katolicyzmu. Odpowiedzią na tego typu głosy jest ważne zdanie kard. Ricarda: „Papieski gest nie podważa drogi, jaką przebył Kościół w minionych czterdziestu latach pod kierownictwem Pawła VI, Jana Pawła II oraz Benedykta XVI”. Czy w Polsce mamy problem tradycjonalistów? Mówi się o nim raczej niewiele, chociaż są diecezje, gdzie biskupi się nim poważnie martwią. Mówi się o nim niewiele, chociaż gołym okiem widać, że wśród aktywnych katolików jest dość liczna (danych nie sposób zdobyć, bo - przynajmniej oficjalnie - nikt tego zjawiska nie bada) grupa wiernych, którzy niechętnie przyjmują część posoborowych zmian i źle wypowiadają się o najrozmaitszych „nowinkach” wprowadzonych w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Nie brak wśród nich młodych, z rozmaitych powodów rozczarowanych aktualnych kształtem i stanem Kościoła katolickiego, przede wszystkim w Polsce. Problem tradycjonalizmu to nie kwestia języka Mszy św., ustawienia celebransa tyłem lub przodem do ołtarza itp. Problem tradycjonalizmu to przede wszystkim problem wizji Kościoła. Wizji, którą Sobór Watykański II dla wielu zbyt mocno zmienił. Dla nich to była rewolucja, której nie chcieli, której się przestraszyli, która - ich zdaniem - zaszkodziła Kościołowi. Problem tradycjonalizmu to chyba coś jeszcze. To nierzadkie traktowanie przez „posoborowych” katolików Vaticanum II jako nowego początku Kościoła i odrzucanie wszystkiego, co było wcześniej. A przecież Kościół „przedtrydencki”, „potrydencki” i ten „powatykański” to wciąż ten sam jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.