Jaki skutek odnoszą apele Kościoła o trzeźwość w sierpniu?
Myślał, że jest mocny. Że co to taki sierpień, jeden miesiąc bez picia. Padł po dwóch tygodniach. Ale był to upadek błogosławiony.
W ostatnią niedzielę lipca, biskup tarnowski Wiktor Skworc w swym pasterskim słowie apelował do diecezjan o powstrzymanie się od alkoholu w miesiącu sierpniu; o bezwzględną trzeźwość prosił zwłaszcza wszystkich uczestników ruchu drogowego. Biskupi od wielu lat nawołują wiernych, aby z racji religijno-patriotycznych przeżywali sierpień w trzeźwości. Jaki jest społeczny rezonans tych apeli? Odpowiedź nie jest łatwa. Tym bardziej, że pytanie o oddźwięk tych pasterskich nawoływań nie jest równoznaczne z pytaniem o sens ich formułowania.
Podpity „miesiąc trzeźwości”
Gdyby jako wskaźnik owocności sierpniowych apeli o trzeźwość przyjąć dane statystyczne, to można by powiedzieć, że wołanie Kościoła nie ma większego sensu. Nie widać jakoby w sierpniu pustoszały puby, a sklepowe stoiska z alkoholem oplatały pajęczyny. Policja w regionie też nie odnotowuje spadku interwencji powodowanych nadużywaniem napojów wyskokowych. W sierpniu ich liczba jest porównywalna do lipca. Ba, niekiedy nawet w „miesiącu trzeźwości” bywa więcej nietrzeźwych, niepożądanych czy wprost podpadających pod paragraf, zachowań. Alkomatem można by mierzyć gospodarską radość z dorodnych żniw, nastoletnie poczucie wakacyjnej totalnej wolności czy ułańską fantazję podwójnie zagazowanych kierowców.
«« | « |
1
|
2
|
3
|
4
|
5
|
»
|
»»