Mieszkańcy Dalikowa mówią, że jak plebania zostanie zlicytowana, to ksiądz będzie mógł dojeżdżać z Poddębic. Agnieszka, na którą ponad sześć lat temu spadł konar drzewa, unika dziennikarzy i twierdzi, że to Kościół nagłaśnia całą sprawę - pisał Gość Niedzielny w lutym 2004 roku.
Agnieszka M. to ja W Aleksandrowie Łódzkim na terenie parafii Zesłania Ducha Świętego budynki oznaczone są widocznymi z daleka napisami: „Bl 15”, „Bl 10”. Tu mieszka mama Agnieszki. Mieszkanie na czwartym, najwyższym piętrze. Drzwi otwiera sympatyczna dziewczyna. - Szukamy Agnieszki M. - To ja - odpowiada niepewnie. Dzięki przypadkowi nie rozmawiamy za pośrednictwem domofonu, lecz od razu twarzą w twarz. Proszę, żeby mnie wpuściła do środka, a powiem, kim jestem. Niezbyt chętnie otwiera szerzej drzwi. Rozmowa toczy się w przedpokoju. Pojawia się jakiś młody mężczyzna, który na pytanie, kim jest, odpowiada: „Mniejsza z tym”. Na wiadomość, że rozmawia z dziennikarzem, w dodatku z księdzem, Agnieszka sprawia wrażenie przestraszonej. Prosi, żeby wyjść. Mówi, że nie chce mieć nic wspólnego z mediami i nie chce się wypowiadać. - To dlaczego dopuściła pani do nagłośnienia całej sprawy? - pytam. - To nie ja. To Kościół nagłośnił. - odpowiada. - A jaka jest prawda? Jest pani chora czy nie? - nie ustępuję. - Jestem chora. Jak jest naprawdę, wiedzą moi najbliżsi, przyjaciele, i to wystarczy. Nie chcę rozmawiać z dziennikarzami - irytuje się. Potwierdza, że jestem jedynym dziennikarzem, który ją widział. Przez cały czas krótkiej rozmowy stoi tuż przy drzwiach, najprawdopodobniej się o nie lekko opiera. Wyjaśnia, że myślała, iż to ktoś z administracji. W przeciwnym razie nie otworzyłaby drzwi. Agnieszka nie pozwala sobie zrobić zdjęcia. Chętnie podaje numer telefonu, aby dalszą rozmowę prowadzić z jej mamą. Uprzejmie, chociaż z naciskiem, prosi, aby opuścić mieszkanie. Byłam katoliczką Proboszcz parafii Zesłania Ducha Świętego w Aleksandrowie Łódzkim, ks. Piotr Bratek, nie chce odpowiedzieć na pytanie, czy na przykład w tym roku rodzina Agnieszki wpuściła księdza z odwiedzinami duszpasterskimi. Mówi, że to tajemnica. Wspomina, że po wypadku przeprowadzono przed kościołem dwie zbiórki pieniężne. W sumie zebrano 15 tysięcy. Według mamy Agnieszki te pieniądze zebrali w Szkole Podstawowej nr 1 koledzy i koleżanki jej córki. Mama Agnieszki w rozmowie telefonicznej dziwi się, że komuś chciało się jechać taki kawał drogi do Aleksandrowa i do Dalikowa. Podniesionym głosem wypowiada pretensje, że jak Agnieszka była w szpitalu, to się żaden ksiądz nie pofatygował do szpitala, „nikt nie zapytał, czy nie trzeba pomocy”. Zarzuca, że odwiedzając jej córkę, wtargnęliśmy do mieszkania. Mówi, że księża i Kościół „przekłamują”. To nie ona nagłośniła sprawę. „To Kościół”. Mówi tonem osoby, która nie zamierza zrezygnować z tego, co uważa, że się jej słusznie należy. Rozmowa z nią jest trudna, mówi dużo, powtarza obiegowe zarzuty pod adresem Kościoła. Mówi, że ostatnio nie wpuszczała kolędy, bo zwykle była wtedy w pracy. Nie chce podać numeru telefonu do swojego adwokata. Nie chce odpowiedzieć na pytanie o siostrę Agnieszki. Według niej wszyscy księża kłamią. Zapisuje moje imię i nazwisko. Straszy, że jak coś w „Gościu” „przekłamiemy”, to odda sprawę do sądu. Pytana, czy jest katoliczką, odpowiada: „Byłam”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.