Mieszkańcy Dalikowa mówią, że jak plebania zostanie zlicytowana, to ksiądz będzie mógł dojeżdżać z Poddębic. Agnieszka, na którą ponad sześć lat temu spadł konar drzewa, unika dziennikarzy i twierdzi, że to Kościół nagłaśnia całą sprawę - pisał Gość Niedzielny w lutym 2004 roku.
Plebania jest po prawej stronie kościoła, odgrodzona płotem. Ksiądz proboszcz Stanisław Wojtyra widząc chodzących wokół budynku obcych, z których jeden jest w koloratce, wychodzi z kościoła. Czeka na jakiegoś księdza. Wizyta dziennikarzy z „Gościa” jest mu niezbyt na rękę z powodu pogrzebu, ale na chwilę zaprasza do środka. Proponuje herbatę, kawałek ciasta. W jadalni jest tak samo zimno jak na zewnątrz. Kaloryfer nie grzeje. Nalewając wodę z termosu, ksiądz proboszcz mówi z troską: „Proszę nie zdejmować kurtki”. Nie chce rozmawiać o sprawie. Żali się na dziennikarzy. „Co ja tu przeżyłem” - mówi z wyraźnym smutkiem w głosie. Wygląda na kogoś, kto jest raczej bezradny wobec natłoku wydarzeń. Opowiada o tym, jak w czasach PRL-u budowana była plebania. Jest proboszczem w Dalikowie od 23 lat. Mówi, że wczoraj był na kolędzie u jednej z babć Agnieszki. Druga babcia też tu mieszka. Nie tylko z zewnątrz plebania świadczy o ubóstwie księdza. Parafia też nie jest bogata. Na stronach Kurii Archidiecezji Łódzkiej można przeczytać, że utrzymuje ją 250 osób. Pani w gminnej świetlicy, mieszczącej się naprzeciwko kościoła, mówi, że w kościele jest zimno, bo nie ma pieniędzy na ogrzewanie piecami akumulatorowymi. „Właśnie dzisiaj chodził inkasent, na pewno przyniósł proboszczowi spory rachunek” - dodaje. Opowiada, że w Dalikowie większość ludzi żyje z rolnictwa. Jest też filia Wojtexu. Uprawia się tu głównie żyto i ziemniaki, hoduje bydło i trzodę chlewną. W jednym z dwóch sklepów spożywczych jakaś młoda kobieta tłumaczy stojącemu w kolejce mężczyźnie, że aby jakoś wyjść na swoje, trzeba mieć minimum piętnaście krów. „Inaczej lepiej w ogóle sobie nie zawracać głowy”. Pani ze świetlicy mówi, że mieszkańcy Dalikowa jeżdżą do pracy do Poddębic i do Łodzi. Na przystanku busa czeka kilka osób. Na pytanie o jakąś restaurację, gdzie można by coś zjeść, wskazują bar gastronomiczny „Bajbus”, przy ulicy Wschodniej, prowadzącej na cmentarz. „Może tam będzie coś do jedzenia” - mówi z powątpiewaniem kobieta. „U nas restauracji nie ma, za daleko od głównej drogi, ale za to jest sensacja” - dodaje kobieta. Nie wie, że rozmawia z dziennikarzem. Tak reaguje na widok obcego. - I co zrobicie, jak plebanię zlicytują i ksiądz proboszcz nie będzie miał gdzie mieszkać? - No to będzie ksiądz z Poddębic dojeżdżał - pada odpowiedź. To chyba nie jest żart. Oni napra- wdę tak myślą. - Ten wasz proboszcz nie wygląda na bogatego... - No bo nie jest. On nigdy do pieniędzy nie przywiązywał wagi. U nas są pogrzeby ludzi z Łodzi, bo ksiądz mało bierze - mówi ktoś z boku. - A sam ksiądz to chyba starą faworitką jeździ. Podobno Agnieszka bywa w Dalikowie, ponoć sama przyjeżdża do swoich krewnych samochodem, ale nikt z zebranych na przystanku jej osobiście nie widział. Jedna z lokalnych gazet napisała, że „Dalików jest wkurzony na proboszcza, który ani wspomniał, że szykują się kłopoty”. Ci spotkani na przystanku na wkurzonych nie wyglądają. Raczej na rozczarowanych, że z całego tego zamieszania Dalików nie ma żadnych korzyści. Tak jakby strata, którą może ponieść parafia w rezultacie egzekucji wyroku sądowego, ich bezpośrednio nie dotyczyła. W Trzech Króli samobójstwo popełnił związany od czterdziestu lat z parafią organista. „Niektórzy mówią, że tak się przejął tą całą sprawą, ale to chyba jednak z innej przyczyny”. Organistówka jest jednym z budynków, którymi interesował się komornik. Obecnie nikt w niej nie mieszka, bo organista wybudował dom, w którym mieszka jego rodzina. Podjeżdża bus. „To problem Kościoła, a nie Dalikowa” - rzuca ktoś i wszyscy wsiadają do pojazdu, który zmierza do Poddębic.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.