Mieszkańcy Dalikowa mówią, że jak plebania zostanie zlicytowana, to ksiądz będzie mógł dojeżdżać z Poddębic. Agnieszka, na którą ponad sześć lat temu spadł konar drzewa, unika dziennikarzy i twierdzi, że to Kościół nagłaśnia całą sprawę - pisał Gość Niedzielny w lutym 2004 roku.
10 w skali Beauforta Wichura była wtedy potężna. W porywach osiągała 10 stopni w skali Beauforta. Jak można przeczytać w notatce przygotowanej przez mecenasa Jerzego Zielaka, który reprezentował podczas procesu stronę kościelną, w trakcie takiej pogody „czternastoletnia wówczas Agnieszka M. przywieziona wraz ze starszą swoją siostrą przez ich ojca na cmentarz w Dalikowie, uległa urazowi kręgosłupa wskutek uderzenia przez odłamany wichurą konar akacji”. Prokuratura Rejonowa w Poddębicach podjęła dochodzenie w tej sprawie, ale umorzyła postępowanie „wobec niestwierdzenia przestępstwa”. Dzisiaj tej akacji już nie ma na dalikowskim cmentarzu. Została wycięta, podobnie jak kilka innych drzew. Na pewno nie wyciął jej proboszcz, któremu ani przed wypadkiem Agnieszki, ani po nim nie udało się uzyskać zezwolenia odpowiedniego urzędu na usunięcie niebezpiecznego drzewa. Na temat tego, kto je wyciął i dlaczego, istnieje kilka wersji. W centrum cmentarza stoi duża kaplica. Na zewnętrznej ścianie budynku, z boku, widnieje tylko jedna tablica, informująca, że w kaplicy znajduje się grób rodziny Wardęskich. To właśnie ta rodzina była właścicielami gruntu, na którym stanął na początku XX wieku neogotycki kościół św. Mateusza. Jak opowiada matka Agnieszki, Teresa M., dziewczynka przeszła dwie bardzo poważne operacje i długotrwałą rehabilitację. Ona sama na siedem miesięcy musiała zrezygnować z pracy, aby zająć się chorą córką. Mówi, że Agnieszka już nigdy nie będzie normalnie chodzić, że nie potrafi stać o własnych siłach. Pytana o to, kto jej zasugerował wystąpienie o odszkodowanie do kurii, jest niemile zdumiona. Uważa, że to oczywiste: skoro miał miejsce wypadek, należy się odszkodowanie, a to, że chodzi o roszczenie wobec Kościoła, nie ma znaczenia. Gdyby nieszczęście miało miejsce gdzie indziej, także by wystąpiła o odszkodowanie. Wyrok Z powództwem wystąpiła w lipcu 1998 roku. Oczekiwała zasądzenia na rzecz córki kwoty 172 868 złotych oraz renty po 800 złotych miesięcznie. Sąd Okręgowy w Łodzi 13 kwietnia 2001 roku uznał, że to nie Kuria Archidiecezji Łódzkiej jest adresatem roszczeń, lecz rzymskokatolicka parafia św. Mateusza w Dalikowie. Zgodnie z wyrokiem parafia powinna wypłacić Agnieszce 120 tys. złotych z odsetkami, liczonym od kwietnia 1999 r., tytułem zadośćuczynienia, 6935 złotych (z takimi samymi odsetkami) za koszty leczenia i zakup przyrządów do ćwiczeń oraz za rehabilitację. To nie wszystko. W punkcie trzecim wyroku jest mowa o rencie „na zwiększone potrzeby”. Padają tu rozmaite sumy dotyczące różnych okresów, które upłynęły od wypadku. W punkcie „d” wymieniono kwotę „1450 złotych miesięcznie płatną do 10 dnia każdego miesiąca z ustawowymi odsetkami od uchybienia terminowi płatności rat poczynając od 1 maja 2001 r. i na bieżąco”. Jest to o 650 złotych więcej niż wnioskowała mama Agnieszki. Wyrok jest już prawomocny. Ksiądz może dojeżdżać Całą gminę Dalików zamieszkuje 3900 osób. Jej stolicą jest właśnie Dalików, który istniał jako wieś szlachecka już w XV wieku. Parafia św. Mateusza według opublikowanego w roku 2003 wykazu polskich parafii liczy 1730 wiernych. Jest piątek, 23 stycznia br., krótko po południu. Na parkingu przed kościołem, koło pomnika ofiar powstania styczniowego, przybywa samochodów. O 13.30 ma się odbyć pogrzeb parafianina. W kościele jest zimno. Przy otwartej trumnie rodzina żegna się ze zmarłym.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.