Płyta z filmem pt. „Cristiada” dołączona będzie do najbliższego numeru „Gościa Niedzielnego”
O obrazie tym oraz o wydarzeniach historycznych, o których on opowiada, pisze Edward Kapiesz w tekście pt. „Meksykańska krucjata”. Oto jego fragment, a także urywki innych artykułów z tego samego numeru GN.
Meksykańska krucjata [Edward Kabiesz]
Tylko zbrodnie bolszewików w Rosji po rewolucji październikowej oraz komunistów i anarchistów w Hiszpanii podczas wojny domowej 1936–1939 można porównać z tym, co działo się w latach 20. i 30. XX wieku w Meksyku. Rząd Plutarco Eliasa Callesa działał wyjątkowo brutalnie. Aresztowań i egzekucji poprzedzonych często okrutnymi torturami dokonywano bez wyroków sądowych. Katolicy wywołali zbrojne powstanie, Kościół meksykański stał się Kościołem męczenników. Po latach, w 1988 roku, Jan Paweł II beatyfikował o. Miguela Pro, a cztery lata później ks. Cristobala Magallanesa Jarę i jego 24 towarzyszy. W 2000 roku zostali oni kanonizowani. 13 innych ofiar ateistycznego reżimu beatyfikował z kolei w 2005 roku papież Benedykt XVI. Mimo to o katolickiej rewolucji w Meksyku, którą wywołały brutalnie wcielane w życie zapisy konstytucji z 1917 roku, mało kto dziś pamięta. Może dlatego, że zabrakło dzieł literackich i filmowych, które by o tych dramatycznych wydarzeniach opowiadały. Bohaterami filmów nawiązujących do krwawej historii Meksyku początków XX w. byli wyidealizowani rewolucjoniści w rodzaju Zapaty czy Villi. Dopiero realizacja „Cristiady”, będącej, zgodnie z podtytułem, kroniką trzyletnich krwawych zmagań w obronie wiary katolickiej, wzbudziła zainteresowanie przemilczanym dotychczas tematem. Dwaj spośród bohaterów tego filmu, Anacleto Gonzales Flores i José Luis Sánchez del Río, zostali wyniesieni na ołtarze przez Benedykta XVI.
Cena „Gościa” ze względu na film wyniesie 7 zł.
Wielka burza [Ewa Czaczkowska]
Dziennikarze pytają mnie o jedno: ojciec Krąpiec był czy nie był agentem? – mówi Dariusz Rosiak, autor książki „Wielka odmowa”. – A mnie chodziło o zmierzenie się z mitami, z naszą przeszłością.
Książka „Wielka odmowa”, która ukazała się kilka dni po Wielkanocy, wywołała masę różnych komentarzy. Głównie z jednego powodu – zawartej w niej informacji o tym, że dominikanin o. Mieczysław Albert Krąpiec, wielki filozof i wieloletni rektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, był zarejestrowany przez SB jako TW „Józef”. Według materiałów IPN rejestracja nastąpiła w 1964 r., choć kontakty miały rozpocząć się już w latach 50. i trwać do 1990 r. Przez kilkadziesiąt lat o. Krąpiec spotykał się z Konradem Straszewskim, oficerem SB, który w tym czasie od stopnia majora doszedł do stopnia generała MO (był wiceministrem spraw wewnętrznych i zastępcą Czesława Kiszczaka). Teczka TW „Józef” została zniszczona, ale z rozproszonych materiałów zachowanych w archiwum IPN wynika, że o. Krąpiec – tak twierdzi Dariusz Rosiak – „oceniał posunięcia prymasa [Stefana Wyszyńskiego], charakteryzował wybranych księży i zakonników, wspólnie ze Straszewskim ustalał, jak powinna wyglądać polityka dominikanów, uniwersytetu, którym kierował, i całego polskiego Kościoła”, otrzymywał też „od SB zadania i wypełniał je”.
Polityk, który zdradził politykę [Piotr Legutko]
Marek Migalski znów wywołał skandal. Tym razem nie wpisami na portalach czy „ustawkami” dla tabloidów, ale książką o patologiach instytucji europejskich i nadużyciach, jakich w nich się dokonuje. W „Parlamencie ANTYeuropejskim” wykorzystał swój politologiczny warsztat i zgrabnie opisał życie codzienne oraz dylematy przeciętnego polskiego eurodeputowanego. Nie jest to lektura budująca, za to wiarygodna. Nic tak bowiem mocno nie świadczy o prawdziwości słów autora jak jego oświadczenia podatkowe, z których wynika, że w ciągu kończącej się kadencji (dane do 2012 roku) spędzonej w PE odłożył już ponad 1,3 mln zł. A to podobno niewiele, skoro na samych dojazdach można przez 5 lat służby publicznej zaoszczędzić 1,5 mln.
Choć książka nie jest tylko o pieniądzach, to one wzbudzają największe emocje. I trudno się dziwić, skoro na konto eurodeputowanego w ciągu miesiąca wpływa 7,5 tys. euro. Drugie tyle można uzbierać z diet, pod warunkiem, że się często podróżuje. Ale to podstawa. Prawidłowa odpowiedź na pytanie: „po co oni wciąż wracają do Brukseli?” brzmi – zdaniem Migalskiego – „po diety”. W ciągu tygodnia można uzbierać ich pięć po 304 euro każda, większość czasu spędzając w… Polsce. Wystarczy przylecieć do PE w poniedziałek wieczorem, potwierdzić pisemnie swoją obecność, czynność tę powtórzyć we wtorek rano i wsiąść w samolot powrotny.
Czipowanie ludzi [Tomasz Rożek]
Zwierzęta czipuje się od dawna. Teraz tylko czekać, aż czipowani zaczną być ludzie.
Odrzucając emocje i uprzedzenia, czipowanie ludzi może mieć wiele zalet. W czipie można zapisać całą masę informacji. Obywatel z czipem pod skórą nie będzie musiał nosić ze sobą dokumentów ani pieniędzy. Nie będzie musiał kupować biletów ani brać ze sobą kluczyków do auta czy kluczy do domu. Wystarczy czytnik, który odczytywałby i zapisywał w czipie informacje. Więcej, cała dokumentacja medyczna, zamiast zajmować miejsce w metalowych odrapanych szafkach w lokalnej przychodni, może znaleźć się pod skórą. Tak samo jak terminarz. Ale to wciąż dopiero początek. Prawdziwa rewolucja nastąpi nie wtedy, kiedy wszyscy będą posiadali czipy, ale wtedy, gdy te czipy będzie można kontrolować na odległość.
Można znaleźć wiele argumentów za tym, by czipować ludzi, by wszczepiać pod skórę maleńkie urządzenia wielkości ziarenka ryżu. Ale wszystkie te argumenty kompletnie bledną w kontakcie z kontrargumentem. Nie wolno pozbawiać ludzi prywatności! Tak, wiem, wiem, sami się pozbawiamy prywatności. Na portalach społecznościowych wypisujemy wszystko i korzystamy z urządzeń (np. telefonów komórkowych z włączoną transmisją danych), które pozwalają nas śledzić. Ale teraz każde z takich urządzeń można wyłączyć, a ekshibicjonistyczne zachowania zmienić. Wszczepienie pod skórę czegoś, co jest nadajnikiem, to pójście drogą, z której nie bardzo można wrócić.
Pro-Familia i pro life [Mariusz Majewski]
Władze szpitala mającego w nazwie wezwanie „dla rodziny” kilka miesięcy temu zdecydowały się na przeprowadzanie aborcji, których wcześniej w placówce nie było. Dyrekcja mija się przy tym z prawdą, tłumacząc, że musi to robić zgodnie z ustawą z 1993 roku. A obrońców życia, którzy jej to wytykają, oskarża w sądzie.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.