Czy dziesięcioletnia perspektywa jest wystarczającą, by mówić o zdradzie i zaniechaniu, bądź wpadać w przesadny optymizm, trwać w zadowoleniu.
Po raz pierwszy Wielki czwartek zbiega się z rocznicą śmierci świętego Jana Pawła II. Dla wielu z pewnością będzie to okazja, by sięgnąć do pozostawionej spuścizny. Encykliki, listy, adhortacje. A na dzisiejszy dzień w sposób szczególny teksty o Eucharystii i Listy do kapłanów. Zwłaszcza ten najbardziej wymowny – List z Wieczernika. Ze wzruszeniem czytam po raz kolejny fragmenty tak bardzo wpisujące się w klimat dnia:
„Z tego świętego Miejsca widzę oczyma wyobraźni was, żyjących w wielu różnych częściach świata, widzę tysiące waszych twarzy, kapłanów młodszych i posuniętych w latach, przeżywających różne stany ducha: dzięki Bogu, udziałem wielu z was jest radość i entuzjazm, inni być może cierpią, zaznają zmęczenia, czują się zagubieni. We wszystkich pragnę uczcić ów wizerunek Chrystusa, który otrzymaliście wraz ze święceniami, owo niezatarte «znamię», które wyróżnia każdego z was. Jest ono znakiem szczególnej miłości, której doświadcza każdy kapłan i na którą może zawsze liczyć, aby iść dalej z radością albo żeby z nowym entuzjazmem rozpocząć wszystko jeszcze raz, dążąc do coraz większej wierności.”
Pytanie o wierność wraca zwłaszcza przy okazji dziesiątej rocznicy śmierci świętego papieża. Bo dziesięcioletnia perspektywa dla wielu jest wystarczająca, by dokonać oceny, podsumowania, zrobić bilans. Ileż krzykliwych tytułów pojawiło się w ostatnim czasie. Ileż skrajnych ocen.
Być może opinie wyraziste sprzedają się lepiej. Krzyczące tytułu przyciągają widzów i czytelników, rozpalają umysły, nakręcają dyskusję. Mam jednak wątpliwość czy dziesięcioletnia perspektywa jest wystarczającą, by mówić o zdradzie i zaniechaniu, bądź wpadać w przesadny optymizm, trwać w zadowoleniu. Dziś musimy otwarcie powiedzieć, że owoce życia świętych zbierane są po latach. Czasem po kilku wiekach. Podobnie jest z innymi inicjatywami. Sobory, encykliki, zakony, ruchy… Czasem można było odnieść wrażenie, że to wszystko było przysłowiowym wołaniem na puszczy, waleniem grochem o ścianę, zmarnowaną szansą, żeby nie użyć dosadnego ewangelijnego porównania. Aż nagle wyrastało drzewo. Mocne, odporne na burze i wiatry, głęboko zakorzenione. Bo taka jest naturalna kolej rzeczy.
Aż chce się, przez analogię, zacytować zakończenie pięknego Listu, jaki na dwudziestą piątą rocznicę Konstytucji o Liturgii napisał święty papież:
„Wydaje się, iż nadszedł czas, aby odnaleźć ten wielki powiew, który przynaglił Kościół wówczas, gdy Konstytucja Sacrosanctum Concilium była przygotowywana, dyskutowana, przegłosowana i zatwierdzona i kiedy były znane pierwsze zasady wprowadzenia jej w życie. Ziarno zostało zasiane: zaznało srogości zimy, lecz zakiełkowało i stało się drzewem. I rzeczywiście, chodzi tu o organiczny wzrost drzewa, które będzie tym potężniejsze, im głębiej zapuściło korzenie w glebę tradycji” (p. 23).
Więc był ten wielki powiew nauczania świętego Jana Pawła II. Czuliśmy się wezwani i przynagleni. My, cały Kościół i każdy z osobna. Teraz przyszedł czas na organiczny wzrost, na zapuszczenie korzeni w glebę tradycji. Powiedzmy szczerze. Ten proces trwa, choć nie jest dostrzegalny gołym okiem. Choć niektórym wydaje się, że za oknem tylko mróz, lód, zima…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.