Przed Sądem Rejonowym Warszawa-Śródmieście rozpoczął się we wtorek proces posła Przemysława Wiplera (KORWiN), oskarżonego w lipcu ub. r. o naruszenie nietykalności i znieważenie policjantów. Wipler, któremu grozi do trzech lat więzienia, nie przyznaje się do zarzutów.
"Dwa lata czekam na oczyszczenie mojego dobrego imienia. Cała Polska widziała, co się działo. Nikogo nie skrzywdziłem" - mówił Wipler przed wejściem na salę rozpraw, w towarzystwie swego adwokata Krzysztofa Wąsowskiego.
Na rozprawie poseł mówił, że "został napadnięty przez funkcjonariuszy policji" i że informował funkcjonariuszy, iż jest parlamentarzystą - a wówczas należało mu zapewnić nietykalność. "Mimo tego funkcjonariusze nie zaprzestali napaści" - dodał. Zapewniał, że nikomu nie utrudniał prowadzenia legalnych czynności służbowych. "Nikogo nie lżyłem ani nie znieważałem" - powiedział.
Jego zdaniem nagrania wideo potwierdzają, że został pobity. Skorzystał z prawa do odmowy udzielania odpowiedzi na pytania stron procesu.
Oskarżający go prokurator Piotr Skiba zapewniał dziennikarzy, że w akcie oskarżenia są dowody winy parlamentarzysty.
Jako pokrzywdzeni w procesie występują policjantka i policjant, którzy mieli zostać znieważeni i których nietykalność osobista została naruszona. Z racji specyfiki ich służby nie chcą ujawniać swych danych.
Funkcjonariusze są wspierani przez kilkunastu umundurowanych kolegów na ławach publiczności. "Wszyscy uważamy, że koledzy dobrze zrobili i dlatego tu jesteśmy" - powiedział PAP jeden z nich.
Prowadzący proces sędzia Piotr Ermich nie zgodził się na rejestrację rozprawy przez media, bo uznał, że może to grozić teatralizacją zachowania stron, a na świadków wpływać krępująco, co utrudni dojście do prawdy. Sąd podkreślił, że rozprawa jest jawna i publiczność oraz dziennikarze mogą robić notatki.
Oskarżenie dotyczy zdarzeń z 30 października 2013 r. przed jednym ze stołecznych klubów, gdy Wipler, ówczesny poseł PiS, zachowywał się - według policji - agresywnie, wulgarnie, chciał też wydawać polecenia funkcjonariuszom. W organizmie miał 1,4 prom. alkoholu. Jak twierdzili policjanci, dopiero po wszystkim zorientowali się, iż mieli do czynienia z posłem.
Zaraz po zdarzeniu Wipler wystąpił na konferencji prasowej (miał widoczne obrażenia twarzy); tłumaczył, że świętował kolejną ciążę żony. Po wyjściu z klubu - według jego relacji - włączył się do policyjnej interwencji wobec innej osoby. Zaznaczał, że został pobity przez policjantów. Mówił, że lekarze stwierdzili u niego m.in. uszkodzenie rogówki i liczne stłuczenia oraz otarcia.
Prokuratura oskarżyła posła o zmuszanie przemocą funkcjonariuszy policji do zaniechania prawnej czynności służbowej, naruszenie ich nietykalności cielesnej oraz "znieważenie słowami powszechnie uznawanymi za obelżywe - podczas i w związku z pełnieniem przez nich obowiązków służbowych". Poseł sam zrzekł się w tej sprawie immunitetu, nie przyznał się i odmówił składania wyjaśnień. Wiele razy podtrzymywał swoją wersję wydarzeń, że to on został brutalnie pobity przez policję. Zapowiadał wytoczenie policjantom procesu za "przekroczenie uprawnień i naruszenie nietykalności".
Prokuratura nie dopatrzyła się w śledztwie przekroczenia uprawnień po stronie funkcjonariuszy; sam Wipler takiego doniesienia nie składał. Prokuratura wskazuje, że poseł nie ma zarzutu czynnej napaści na policjantów, lecz naruszenia ich nietykalności - przez odepchnięcie ręki i szarpanie za mundur we wstępnej fazie swej interwencji. Wipler nie miał prawa podejmować w stanie nietrzeźwym "interwencji społecznej" wobec policji wykonującej obowiązki - podkreślono w akcie oskarżenia.
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.