Nie przywiązywał do siebie, prowadził do Jezusa - wspomnienie o ks. Czesławie Drążku SJ

Zmarłego ks. Czesława Drążka SJ wspomina ks. Władysław Gryzło SJ

- Można powiedzieć, że jego życiową fascynacją była postać obecnie błogosławionego o. Jana Beyzyma. Prowadził dochodzenie w procesie beatyfikacyjnym, co więcej, jako wicepostulator jest autorem tzw. Pozycji w procesie beatyfikacyjnym. Czy ks. Drążek żył ideałami Beyzyma? Ks. Władysław Gryzło SJ: O jego podopiecznych zawsze mówił, że są najuboższymi z ubogich. Zresztą miał okazję być na Madagaskarze, gdzie o. Beyzym posługiwał. Jest to wielki rozdział jego życia, uwidoczniony w licznych artykułach i książkach na temat Posługacza Trędowatych na Madagaskarze. Sam zresztą współzałożył Towarzystwo Przyjaciół Trędowatych im. o. Beyzyma. To jest kolejne środowisko ludzi mocno złączonych zarówno ideowo, jak i więzami przyjaźni. Przekłada się to bardzo wymiernie na wspieranie dzisiejszych trędowatych na Madagaskarze i w Indiach. Jedna z naszych koleżanek, wychowanek o. Czesława, jest odpowiedzialna za leczenie trędowatych w Luizjanie w Stanach Zjednoczonych. - O. Czesław był duszpasterzem akademickim, jeśli dobrze wyliczyłem, przez 17 lat. Później, gdy na dobre osiadł w Rzymie, przez kolejnych 16 lat był redaktorem naczelnym polskiego wydania „L’Osservatore Romano” (od 1991r. aż do wylewu w marcu 2007 r.). Mieliście wówczas kontakt? Ks. Władysław Gryzło SJ: W ciągu roku okazjonalny, a regularny w czasie wakacji. Do dobrej tradycji należało spotkać się z o. Czesławem w czasie jego urlopu w Polsce. Wtedy przynajmniej w dwóch, trzech miejscach takie spotkania się odbywały: w Krakowie lub pod Krakowem, w regionie sądeckim, czy w Zakopanem. To były spotkania, w których z jednej strony bardzo łatwo powracało się do dobrych początków, zapisanych w pamięci, w naszych emocjach. Z drugiej strony było to jego dalsze dzielenie się tą drogą, na którą wszedł w Rzymie, w czasie posługi Papieża Wojtyły. Był z nim złączony osobiście bardzo głęboko, podobnie jak i my, gdyż spotykaliśmy się i wcześniej, i później. Te spotkania przybliżały nam życie, posługę Papieża, nawet jeśli o. Czesław nie wchodził często w szczegóły, to jednak widać było wyraźnie, jak bardzo ta obecność w redakcji „L’Osservatore Romano” jest złączona z troską o wspieranie Papieża. - Po pierwszym wylewie, którego o. Czesław doznał w 2007 r., przez jakiś czas nie było jego następcy, pracę kontynuowali sami członkowie redakcji, bez szefa. Pamiętam radość w oczach o. Drążka, kiedy dowiedział się, że jego następcą będzie wychowanek, o. Gryzło. Ojciec mu z bliska towarzyszył w ostatnich miesiącach. Jaki to był czas? O. Czesław spędził go przecież na wózku inwalidzkim... Ks. Władysław Gryzło SJ: Tak rzeczywiście było. Nawiązując do tego momentu, kiedy wybór padł na mnie: wydaje mi się, że nikt nie brał specjalnie pod uwagę tego, żeśmy się znali wcześniej. Ale rzeczywiście tak się złożyło, że wychowanek został ściągnięty z dość dużej odległości, z Chicago, żeby zastąpić go w redakcji, w której wakat trwał półtora roku. Kiedy tu przyjechałem, przede wszystkim zauważyłem rzecz niezwykłą i piękną, jeśli chodzi o własny dom zakonny. Wśród wielu współbraci ojciec asystent Adam Żak zajął się o. Czesławem w ciężkiej chorobie i rekonwalescencji w sposób tak wyjątkowy, że to było dla mnie i zdumiewające, i naprawdę pociągające do tego, żeby samemu się w to jakoś włączyć, pomóc ciężko choremu człowiekowi. Od kilku miesięcy staraliśmy się dopełniać fachową rehabilitację, którą przechodził, cieszyliśmy się owocami, związanymi zarówno z tym, że coraz łatwiej się wysławiał, że robił postępy w chodzeniu. No i przez kilka miesięcy starałem się z nim robić przechadzkę, dopełniając to, co się udawało osiągnąć w czasie rehabilitacji. Zostało to przerwane w chwili, kiedy były najlepsze nadzieje, że będzie mógł być bardziej samodzielny. Po prostu został odwołany. Tak jak to bywa w życiu wszystkich ludzi. Próbujemy zintegrować to doświadczenie, starając się odczytać życie tego człowieka najlepiej jak potrafimy, dotykając również tego, co ludzkie, co mogliśmy przy tej okazji przeżyć my współbracia, również wychowankowie, którzy zachowujemy ogromną wdzięczność wobec niego, ale nade wszystko wobec Boga, który postawił takiego człowieka na drodze naszego życia. - Zdaję sobie sprawę, że niełatwo jest mówić o przyjacielu w dniu, w którym umarł. Jednak postawię to pytanie. Jakim był człowiekiem, co w nim pociągało najbardziej? Ks. Władysław Gryzło SJ: Pociągało to, że w czasie, kiedy w środowiskach społecznych, kościelnych żyło się w dużej anonimowości, on potrafił zauważać ludzi indywidualnie, był zainteresowany, potrafił wysłuchać, pamiętał o pewnych wydarzeniach. To rozbudzało ludzkie emocje. I choć rosła jego wartość w życiu ludzi, to jednocześnie wyraźnie było czuć, że on nie przywiązuje do siebie, że podprowadza do Jezusa. O Jezusie zawsze mówił, że najważniejszy jest On, Jego Ewangelia. Stąd uczył modlitwy, był też bardzo maryjny, jak polscy pasterze i Papież. To nam zostawia w spadku. Takiego go wspominamy. Uczył przyjaźni, ale wskazywał na największego Przyjaciela. I to jest cały fundament. Rozm. ks. J. Polak SJ
«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
26 27 28 29 30 31 1
2 3 4 5 6 7 8
9 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30 1 2 3 4 5 6
18°C Niedziela
noc
14°C Niedziela
rano
18°C Niedziela
dzień
19°C Niedziela
wieczór
wiecej »