Nie przywiązywał do siebie, prowadził do Jezusa - wspomnienie o ks. Czesławie Drążku SJ

Brak komentarzy: 0

Radio Watykańskie/k

publikacja 13.03.2009 07:15

Zmarłego ks. Czesława Drążka SJ wspomina ks. Władysław Gryzło SJ

- Znaliście się jeszcze z czasów studenckich. Jak go Ksiądz pamięta? Ks. Władysław Gryzło SJ: Minęło prawie 40 lat od roku, w którym się poznaliśmy. Kończyłem wtedy szkołę średnią. W dniu jego śmierci trudno mi zebrać myśli. Mam wrażenie, że nie będę mówił tylko w imieniu własnym, ale i wszystkich wspólnych przyjaciół, którzy od lat 1960., 1970. aż do dzisiaj spotykali go chętnie i z przyjemnością. Kryje się za tym bardzo wiele przeżyć, które miały znaczący wpływ na nasze życie. Byliśmy wtedy młodzi, ważyły się nasze życiowe wybory, przygotowanie do nich. O. Czesław błogosławił liczne małżeństwa, chrzcił dzieci. Dzisiaj jego wychowankowie są dziadkami. Ja sam stałem wtedy na rozdrożu i też zastanawiałem się, jaką drogę życia obrać. Na szczęście jego obecność okazała się bardzo pomocna w tym, że odkryłem życie zakonne i kapłaństwo. - O. Czesław był wtedy duszpasterzem WAJ-u, czyli krakowskiej Wspólnoty Akademickiej Jezuitów. Ks. Władysław Gryzło SJ: Był duszpasterzem akademickim. Wokół niego i wokół ośrodka jezuitów gromadzili się studenci z licznych uczelni Krakowa. Specyfiką tamtego pierwszego okresu, tego rodzaju grup i wspólnot, było to, że oprócz relacji typowo studenckich ludzie z różnych uczelni mogli się naprawdę zaprzyjaźnić. Temu bardzo sprzyjał o. Czesław. Te przyjaźnie przekładały się później na niezwykłe współtworzenie liturgii, która właśnie w tamtych latach zaczynała zmieniać swoją formę. Powstawały grupy śpiewające, tzw. schole, grupy gitarzystów, którzy w sposób na tamte czasy nowy towarzyszyli śpiewowi liturgicznemu. Msze św. celebrowane przez o. Czesława gromadziły zarówno studentów, jak i ich rodziny, przyjaciół. To były oczekiwane Msze św. Bardzo ceniono jego słowo, gdyż głosił katechezę nie odbiegającą od życia, przeciwnie, przekładającą się na to, jak pięknie i radośnie żyć. - Dawni studenci WAJ-u potrafili przyjeżdżać niemalże co roku na spotkania z Janem Pawłem II. Przecież w tamtych czasach duszpasterstwa akademickiego arcybiskupem krakowskim był Karol Wojtyła. Ks. Władysław Gryzło SJ: To, co my czuliśmy w stosunku do naszego duszpasterza, w podobny sposób odnosiło się i do pasterza Kościoła lokalnego. Wydaje się, że Jan Paweł II bardzo sobie cenił przyjazne relacje z ludźmi, których znał wcześniej. Osobiście miałem okazję uczestniczyć w czterech czy pięciu spotkaniach w Castelgandolfo. Przyjeżdżało tam 150-200 osób, wychowanków o. Czesława, których również Papież znał. To były przepiękne spotkania. Śpiewaliśmy piosenki, był czas na wspomnienia w obecności dzieci i wnuków tychże wychowanków. I Papież, podobnie jak niegdyś w Krakowie, potrafił bardzo spontanicznie, od serca wypowiadać się i wspominać, wyraźnie ciesząc się tego rodzaju spotkaniami. - Tę przyjaźń ze środowiskiem WAJ-u o. Czesław kultywował, jak słyszałem, także w czasie swoich wakacji. Kilkakrotnie potrafił się spotykać z byłymi wychowankami. - Ks. Władysław Gryzło SJ: Nawet udało się robić takie „powtórki z historii”, czyli wyjechać razem. Cztery czy pięć lat temu wybraliśmy się w takiej grupie dwudziestoparoosobowej, specjalnie zorganizowanej przez wychowanków, chcąc przejechać całe Bieszczady. Zaglądnęliśmy również do Wetliny, gdzie przed niemal 40 laty z pierwszą grupą udał się na obóz wędrowny. Ponieważ grupy były wtedy śledzone i prześladowane przez władze komunistyczne, dlatego skryli się pod lasem głęboko za Wetliną. Szukaliśmy tej polany, na której były rozbite namioty. Dokładnie udało się odnaleźć to miejsce. Zobaczyliśmy, rosną tam już dość grube drzewa, że zbudowano most. Wówczas był to teren zupełnie dziki. To jest przykład, że nawet po 40 latach można, wspominając przeszłość, podbudowywać teraźniejszość, umacniając się w dzisiejszych faktach i wydarzeniach. - O. Czesław przyjechał do Rzymu w 1980 r., by przez trzy lata pracować w centralnej redakcji Radia Watykańskiego. Wcześniej był jednak rektorem w krakowskim kolegium jezuitów, przełożonym… m.in. kleryka Władysława Gryzło. Ks. Władysław Gryzło SJ: Rzeczywiście, był zarówno moim rektorem, jak i wciąż duszpasterzem, którego spotykałem przed rozpoczęciem życia zakonnego. W tej podwójnej roli odnajdywałem się dość dobrze. Przede wszystkim czułem, że nic się nie zmieniło, że darzy mnie ogromnym zaufaniem. Przyznam, że nieraz korzystałem z tzw. „domyślnych pozwoleń”. Często spotykaliśmy się w środowisku, do którego i on i ja byliśmy zaproszeni. Nigdy nie miał zastrzeżeń. To znaczy: ufał moim postawom. Świadomie starałem się nie zapominać, że jestem już zakonnikiem, a jednocześnie tym samym kolegą i przyjacielem byłych studentów i studentek z tego środowiska. Fakt, że to trwa do dzisiaj znaczy, że miało dobre podstawy katechezy i formacji, tej szkoły modlitwy, jaką się podzielił z nami o. Czesław i jaka trwa rzeczywiście już kilkadziesiąt lat.
Pierwsza strona Poprzednia strona strona 1 z 2 Następna strona Ostatnia strona