17 marca Ojciec Święty uda się w swą pierwszą podróż apostolską na kontynent
afrykański. Odwiedzi Kamerun i Angolę. O problemach Czarnego Lądu i wyzwaniach
przed jakimi staje tamtejszy Kościół mówi abp Henryk Hoser, ordynariusz
diecezji warszawsko-praskiej, przez wiele lat misjonarz w Afryce.
KAI: Zauważmy, że na te problemy społeczno-polityczno-gospodarcze nakładają się różnice religijne. Katolicy stanowią zaledwie 1/6 mieszkańców Afryki. Jak wyglądają relacje między wyznawcami poszczególnych religii czy odłamów chrześcijaństwa?
– Po pierwsze trzeba przypomnieć, że na Czarnym Lądzie istniały religie plemienne, naturalne. W większości uznawały one istnienie najwyższego boga, ale bardzo odległego. Natomiast w praktyce ten obszar duchowy, religijny zapełniały niezliczone bóstwa a zarazem duchy zmarłych przodków, które interweniują w życiu żywych, w życiu codziennym i właściwie determinują wszystkie jego szczegóły. Zarówno wypadki losowe szczęśliwe i nieszczęśliwe, choroby i śmierć, powodzenie jak i niepowodzenia. Wszystko w wyobraźni zbiorowej jest uwarunkowane interwencją duchów. Religia ta nie była w żaden sposób zracjonalizowana, nie była religią księgi, lecz określała ją tradycja oralna, przekazywana z pokolenia na pokolenie w ludzkiej pamięci. Nie miała ona struktury hierarchicznej ani też ustalonego kapłaństwa. Istotną rolę w codziennym życiu pełnili czarownicy, wróżbici do których zwracano się w celu rozwiązania problemów, wprowadzenia w pewne ryty. Były to religie bardzo słabe, osadzone w folklorze.
Afryka nie zbudowała wielkiej kultury materialnej, natomiast niesłychanie rozwinęła bogate, skomplikowane, shierarchizowane stosunki społeczne, kształtowane przez środowisko, tradycję, obszar na którym je nawiązywano, ale też wielowiekowe migracje wewnętrzne plemion. W ten świat wtargnął Europejczyk czy Arab nie tylko z wielkimi możliwościami ekspansji fizycznej – posiadający broń palną i szereg wynalazków – ale także z planami religijnymi, politycznymi i gospodarczymi.
Trzeba też przypomnieć o tragedii niewolnictwa. O ile wschodnie wybrzeże Afryki było terenem ekspansji tzw. esklaważystów arabskich, to zachodnie było eksploatowane przez europejskich handlarzy niewolników. Dostarczali oni ludzi młodych, zdrowych i silnych zarówno do Europy jak i na plantacje w Ameryce. To niesłychanie osłabiło potencjał demograficzny Afryki, która i tak była już przetrzebiona przez endemiczne choroby tropikalne.
W procederze tym mieli swój udział także miejscowi władcy, czerpiący korzyści z wyłapywania swych ziomków. Handel niewolników jest czarną plamą na Afryce. Zostawił ślad na dzisiejszej psychice Afrykańczyków, którzy mają świadomość, że byli przez wieki eksploatowani.
Wkroczenie bardzo silnych religii – islamu i chrześcijaństwa – zależało w znacznej mierze od mocarstw kolonialnych. Brytyjczycy propagowali anglikanizm, Niemcy protestantyzm, zwłaszcza luteranizm. Na terenach francuskich działał Kościół katolicki, ale nurty laicystyczne we Francji w XIX wieku spowodowały, że relacje między władzami a Kościołem nie były najlepsze.
W tamtym okresie nie było jednak wojen religijnych. Konfrontacje rozpoczęły się dopiero w epoce postkolonialnej. Związane były ze wzbogacaniem i emancypacją krajów arabskich, które przeznaczały ogromne środki na islamizację Afryki. Promotorem tego procesu była najpierw Libia, a obecnie Arabia Saudyjska. Kraj ten finansuje budowę meczetów, szkół islamskich, a także prowadzenie na wzór misjonarzy chrześcijańskich działalności charytatywnej.
Misje chrześcijańskie rozwinęły model klasyczny, polegający na ewangelizacji, tworzeniu parafii, wychowywaniu miejscowej hierarchii, tworzenie zgromadzeń zakonnych, rozwijaniu posługi charytatywnej, edukacyjnej czy też służby zdrowia. Kościół w Afryce pełni do dzisiaj te funkcje, które spełniał w Europie w okresie średniowiecza i później.