17 marca Ojciec Święty uda się w swą pierwszą podróż apostolską na kontynent
afrykański. Odwiedzi Kamerun i Angolę. O problemach Czarnego Lądu i wyzwaniach
przed jakimi staje tamtejszy Kościół mówi abp Henryk Hoser, ordynariusz
diecezji warszawsko-praskiej, przez wiele lat misjonarz w Afryce.
KAI: Jak Afrykańczycy postrzegają tę politykę organizacji międzynarodowych?
– Na naszym kontynencie nurty te są niejako ukryte w nowej, postmodernistycznej kulturze, która wydaje się być kulturą spontaniczną. Tymczasem ta zmiana mentalności jest zdalnie sterowana i to bardzo jasno wychodzi w Afryce, gdzie wspomniane programy są propagowane bez zawoalowania i z użyciem ogromnych środków. Ich celem jest lansowanie antykoncepcji prowadzącej do zatomizowania społeczeństwa. Afryka stworzyła kulturę wspólnoty, całą sieć relacji międzyludzkich i ich porwanie, tworzenie środowiska anonimowego, ludzi żyjących w krótkotrwałych i przypadkowych związkach, to śmiertelne zagrożenie dla Afryki. Rozprzestrzenianie się na tym kontynencie AIDS spowodowane jest rozkładem więzi społecznych, mnożeniem partnerów seksualnych, co powoduje zwiększenie złośliwości wirusów, a wszystko to w bardzo kiepskich warunkach higienicznych. Powoduje to niezwykle szybkie rozprzestrzenianie się wirusa HIV, tym bardziej, że nie wszyscy mają dostęp do nowoczesnych środków leczenia choroby. Przypominam, że powodują ją określone zachowania seksualne, generowane przez politykę organizacji międzynarodowych, które ponoszą ogromną odpowiedzialność za to, co dzieje się dziś w Afryce. Niestety mają w tym swój udział niektóre agendy ONZ.
KAI: Księże Arcybiskupie! Jakie znaczenie ma dla kontynentu afrykańskiego hasło Synodu? Jaką rolę może odegrać Kościół w jednaniu społeczeństw, plemion, rodzin?
– Mówiąc o temacie zbliżającego się II Zgromadzenia Nadzwyczajnego Synodu Biskupów dla Afryki, którego temat brzmi „Kościół w Afryce w służbie pojednania, sprawiedliwości i pokoju” warto go porównać z tematem poprzedniego Synodu dla Afryki, który odbył się w Watykanie w 1994 r (10 kwietnia – 8 maja). Obradowano wówczas pod hasłem: „Kościół w Afryce, jego misja ewangelizacyjna w perspektywie roku 2000. Będziecie moimi świadkami”. Brałem w nim udział jako ekspert w dwóch dziedzinach: apostolstwa rodzin oraz rozwoju.
O ile pierwszy z synodów afrykańskich był skoncentrowany na ewangelizacji bezpośredniej i badał dojrzałość młodych Kościołów afrykańskich, to obecny, obradujący po 15 latach będzie się koncentrował na zagadnieniach sprawiedliwości i pokoju ale również pojednania ze wzglądu na endemiczne i chroniczne konflikty w wielu krajach Czarnego Lądu a także pogłębiające się biedę i chaos tego kontynentu. Będzie to okazja do przyjrzenia się sytuacji, ale również zastanowienia się nad źródłami istniejących napięć i możliwościami wyjścia z tego, co stanowi cierpienie milionów ludzi, mieszkańców tego kontynentu. Jest to więc zmiana akcentu na sprawy społeczne, polityczne, gospodarcze, z których wynika trudna sytuacja Czarnego Lądu. Myślę, że to bardzo dobre dopełnienie tamtego, pierwszego Synodu dla Afryki, dlatego, że ewangelizacja na misjach zawsze szła w parze z wysiłkiem na rzecz rozwoju ludów i narodów.
KAI: Konflikty na kontynencie afrykańskim mają bardzo zróżnicowane podłoże. Dlaczego nieustannie do nich dochodzi, nawet w krajach względnie dostatnich i niegdyś stabilnych?
– W każdym z nich mają swój udział zarówno czynniki gospodarcze, etniczne jak i polityczne. Przypomnijmy, że Afryka jako kontynent weszła ostatnia w obieg światowej cywilizacji. Takie są też etapy ewangelizacji. Po pierwszym obejmującym północną część kontynentu w okresie Imperium Rzymskiego, z którym związane są postacie św. Augustyna, św. Cypriana, Tertuliana, wielkiej szkoły aleksandryjskiej, mnichów egipskich, Etiopii (gdzie do dzisiaj istnieje starożytny Kościół koptyjski), nastąpiły wieki stagnacji. Dopiero okres wielkich odkryć geograficznych rozpoczynający się na przełomie XV i XVI wieku przyniósł ewangelizację kolonii hiszpańskich i portugalskich na obrzeżach Afryki. W procesie tym uczestniczyły również inne kraje europejskie. Jednak etap ten nie miał głębszych korzeni. Obejmował jedynie miasta portowe i nie wnikał w głąb lądu. Dopiero ekspansja geograficzna, ekonomiczna Europy i epoka kolonialna w XIX wieku doprowadziły do pogłębienia działalności ewangelizacyjnej. Z tym okresem wiąże się również sztuczne wytyczenie granic, wzdłuż linijki, przez kongres berliński w 1885 roku.
Nie zapominajmy, że w Afryce nie było państw typu europejskiego, lecz istniały księstwa plemienne, kontakty utrzymywano jedynie z najbliższymi sąsiadami. Afryka nie miała świadomości, że należy do większej całości jaką jest świat i z tym światem nie utrzymywała żadnych kontaktów. Ten proces wchodzenia w obieg idei i wartości materialnych krajów bardziej rozwiniętych przyszedł bardzo późno, najczęściej w XIX wieku. By przekształcić Afrykę ze struktury plemiennej w strukturę nowoczesnego państwa trzeba by poświęcić znacznie więcej czasu, niż miało to miejsce. Jestem przekonany, że okres kolonialny trwał za krótko, żeby wykształcić kadry niezbędne dla samodzielnego kierowania nowoczesnym państwem. Metropoliom wiele się zarzuca, w tym eksploatację, która rzeczywiście miała miejsce. Pamiętajmy jednak, że dokonywały one również ogromnych inwestycji. Ten proces został przerwany na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, gdy na tle rywalizacji między Wschodem a Zachodem doszło do dekolonizacji. Kraje afrykańskie wykorzystywały tę walkę, wiązały się z jednym lub drugim obozem, niekiedy przechodząc z jednego do drugiego.
Afryka interesowała kraje „półkuli północnej” ze względu na posiadane surowce. Są to z jednej strony zasoby leśne – możliwość pozyskiwania drewna dla przemysłu papierniczego czy meblarskiego. Wiele krajów Czarnego Lądu posiada również bogate złoża mineralne: złoto, diamenty, ropę naftową... W związku z tym Afryka stała się przedmiotem eksploatacji ze strony koncernów międzynarodowych, których działalność bardzo trudno można kontrolować. To właśnie koncerny doprowadziły do jednostronnej eksploatacji bez inwestycji. Zjawisko to spowodowało coraz poważniejsze zadłużenie krajów afrykańskich, które nie są zdolne nie tylko do spłacenia długu, ale także narastających lawinowo odsetek.
Wytworzyła się grupa liderów tych państw, które Michel Schooyans z Katolickiego Uniwersytetu w Leuven określił mianem „kleptokracja”. Owi przywódcy, skorumpowani przez wielkie mocarstwa, a w coraz większej mierze przez koncerny żyli z łapówek, a uzyskane fundusze, przekraczające często dług zagraniczny owych krajów umieszczali na kontach w bankach szwajcarskich. Tymczasem ludność popadała w coraz większą nędzę. To, co zbudowano w okresie kolonialnym, zostało później zrujnowane. Dzisiaj w Afryce jest bardzo mało inwestycji, mieszkańcy kontynentu dotkliwie odczuwają brak bezpieczeństwa nie tylko osobistego ale i żywnościowego czy sanitarnego. Znoszą niebywałe cierpienia niekończących się bratobójczych wojen podsycanych z zewnątrz.
Często przywódcy grup zbrojnych za zyski ze sprzedaży surowców zakupują broń, by prowadzić dalsze walki, powiększać kontrolowany przez siebie obszar, na którym znajdują się bogactwa naturalne.