Ochronić klimat. Czyli co z natury zmienne uczynić niezmiennym?
Przyznam, że wobec tak zwanej ochrony przyrody zawsze miałem stosunek ambiwalentny. Z jednej strony burzyłem się, gdy widziałem jak nieraz bezmyślnie się ją niszczy. Z drugiej widziałem też, jak pozorowane bywają takie ochroniarskie działania. Do tego – jak przeczuwałem – podszyte chęcią ochrony nie przyrody, ale jakiegoś własnego interesu. Nie inaczej jest, gdy chodzi o próby powstrzymania zmian klimatycznych.
Podstawowa, wyniesiona ze szkoły wiedza wystarczy, by wiedzieć, że klimat to rzecz z natury zmienna. I że wpływ nań ma wiele, zupełnie niezależnych od człowieka czynników. Skąd więc przebijające z różnych wypowiedzi naukowców i polityków przekonanie, że jesteśmy jakoś znacząco nań wpływać? I dlaczego akurat dwutlenek węgla stał się wrogiem publicznym nr 1?, choć znacznie większy wpływ na efekt cieplarniany ma para wodna? A przecież i ów nieszczęsny CO2 w dużej mierze nie przez człowieka jest produkowany...
Z jednej strony rozumiem. Zwłaszcza gdy przychodzi mi oddychać „zasmoczonym” powietrzem. Nie dwutlenek węgla jest tu moim wrogiem, ale spalanie. Chcąc jednak ograniczyć emisję tych innych, szkodliwych substancji, najłatwiej uderzyć w to, co przy spalaniu związków organicznych powstaje zawsze: dwutlenek węgla. Tylko dlaczego tylko na nim się koncentrować, jakby to tylko on był odpowiedzialny za zmiany klimatyczne? Po co bić na alarm, że za dużo produkują go... krowy, skoro pyłu zawieszonego to one na pewno nie emitują?
Moja podejrzliwa intuicja mówi mi, że wielu decydentom nie tylko o klimat w tym wszystkim chodzi, ale w pierwszym rzędzie o pieniądze. I nie tylko o handel kwotami emisji CO2. Walka z globalnym ociepleniem to przecież tak naprawdę także próba „zamrożenia” gospodarki. Ot, takie zabezpieczenie interesów bogatych, którzy rozwijając się o żadne limity nie musieli się troszczyć. Teraz, przy okazji walki ze zmianami klimatu perspektywicznie troszczą się o swoje rynki zbytu. Ten dobrobyt ktoś przecież musi sfinansować, nie?
Jeśli jednak pominąć owe podejrzenia o ekonomiczne podłoże walki z CO2 pozostaje inna, chyba jeszcze smutniejsza konstatacja. Starając się „zamrozić” to co z natury zmienne, po raz kolejny człowiek pokazuje, jak jest w swojej zarozumiałej pysze głupi. Ciągle wydaje mu się, że wszystko może, że wszystko zależy od niego. Ot, rozsiadło się panisko na swoim folwarku. Zapomina, że jest na tej ziemi gościem i pielgrzymem. Nie tylko z perspektywy religijnej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.